Big Brother

Paulina Mischke i Piotr Gulczyński

Gulczas nie próżnuje. Od czasu, jak dwa i pół roku temu wyszedł z Domu „Big Brother”, zdążył między innymi wydać książkę o kulisach programu, zagrać w filmach Jerzego Gruzy „Gulczas – a jak myślisz” oraz „Yyyreek – Kosmiczna Nominacja” i wraz z Klaudiuszem Sevkovićem i Arkiem Nowakowskim założyć trio Ich Trzech. Był dumny z tego, że ma własne piwo. Dziś za jego złą jakość obwinia browar. Jego wielką pasją są motory – jest wierny „japończykom” z połowy lat 80. Gdy był w Domu Wielkiego Brata, czekała na niego nie tylko Paulina, ale i jej córka Ola. Media wykreowały go na macho, ale tak naprawdę Piotr nie ma nic wspólnego z typem, który ma kobiety za nic. Gulczas traktuje panie z szacunkiem i galanterią, a swoją dziewczynę Paulinę najchętniej nosiłby na rękach. Oboje poznali się w 1998 roku, w firmie reklamowej, gdzie pracował Piotr. Mimo zawrotnej popularności Gulczas nigdy nie dał jej powodu do zazdrości. Oboje mają w życiu te same priorytety. „Nie kupiliśmy sobie mercedesa klasy S ani pałacyku nad jeziorem. Zainwestowaliśmy w coś pieniądze, ale to nasza tajemnica. Tak naprawdę zależało nam na tym, aby sobie wesoło żyć. I udało się” – mówi Paulina. Do ołtarza im nie po drodze, choć już w „Big Brother” Gulczas mówił o Pauli – narzeczona. „On kozaczy, a potem przychodzi na kolanach” – zdradza ona. „Ja na kolanach? Nigdy!” – złości się Piotr.

Na żywo: Mówi się, że na popularności Gulczasa, jaką zdobył w domu telewizyjnego Wielkiego Brata, zbiliście fortunę. To prawda?
Piotr Gulczyński: Wszyscy o to pytają, a mnie się wydaje, że to nie jest zdrowe. Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają.
Paulina Mischke: Od początku obydwoje nastawialiśmy się na to, że Piotr idzie do programu w określonym celu. Nie dla zabawy, tylko po to, by zdobyć popularność, z której później da się żyć.
Piotr Gulczyński: I stworzyliśmy firmę „Gulczas”. Wynajmuję się do reklamowania różnych produktów. Interes idzie dobrze, może dlatego, że jestem wiarygodny.

Na żywo: l wykorzystujesz tę wiarygodność, żeby oszukiwać ludzi? Reklamujesz przecież szemraną firmę, która działa na granicy prawa, proponując ludziom kredyty, pożyczki i inne formy finansowania.
Paulina Mischke: My sami kiedyś skorzystaliśmy z usług tego typu firmy i nie zawiedliśmy się, uratowało nas to wtedy przed finansowym fiaskiem. Dlatego nawet nie przyszło nam do głowy, że tego ludziom proponować nie można.

Na żywo: Piotrze, namawiałeś też ludzi do tego, żeby pili wyjątkowo niedobre w smaku piwo „Gulczas”.
Piotr Gulczyński: To, że piwo było zlej jakości, to wina browaru, nie moja. Wybierałem wprawdzie smak, ale potem nie miałem wpływu na sprzedawane partie. Mam nadzieję, że teraz będzie inaczej. Za chwilę na rynku ukaże się produkt, pod którym będę się mógł podpisać z czystym sumieniem, bo uczestniczyłem
w jego produkcji od początku do końca.

Na żywo: Co to będzie?
Piotr Gulczyński: Kolekcja okularów „Gulczas”. Mają kosztować około 50 złotych, ale jakością nie będą odbiegały od tych za 600, czy nawet 1800 złotych. Oprócz tego trwają rozmowy z nowym na rynku producentem kosmetyków samochodowych i motocyklowych. I mam jeszcze parę innych pomysłów, na przykład na lody „Gulczas”. Wymyślę nowe smaki.
Paulina Mischke: Będzie smak whisky i rumu (śmiech).
Piotr Gulczyński: I mrożone piwo w lodzie. Myślę też o autorskim programie telewizyjnym o motocyklach, ale na wszystko potrzeba czasu. To nie jest tak, że Gulczas wymyśla sobie program i za dwa tygodnie pojawia się na antenie pierwszy odcinek.

Na żywo: Zrobił się z ciebie prawdziwy biznesmen… Masz nawet własnego menażera.
Piotr Gulczyński: Piotrek Pomagalski zajmuje się najczarniejszą robotą, szuka kontaktów z firmami. Jest z Warszawy, a w stolicy dzieje się najwięcej. Jeśli zaś chodzi o to, że stałem się biznesmenem, to nie żartuj. Jestem, jaki byłem. Nadal lubię imprezować, najchętniej w poznańskiej knajpie La Scala, przesiadywać z chłopakami w naszym klubie Black Rider. A że wykorzystuję popyt na moją osobę, to chyba nic złego.

Na żywo: Czy przy takim nawale zajęć znalazłeś czas, żeby pomyśleć o ślubie?
Paulina Mischke: Mój odbył się w 1991, a Piotra w 1996 roku.

Na żywo: Chodziło mi o wasz ślub. Piotr ci się oświadczył?
Paulina Mischke: Nie. Były momenty, kiedy to ja czekałam na oświadczyny, i takie, kiedy on był na to gotów. Może kiedyś zgramy się w czasie i coś z tego wyjdzie.
Piotr Gulczyński: Może szydło z worka (śmiech).

Na żywo: Czy życie pod presją powoduje kryzysy w związku?
Piotr Gulczyński: Oczywiście. Kryzysy wynikają z napięcia, w jakim żyjemy. Jeśli jest za dużo pracy i przyjeżdżam zmęczony, to łatwo się wkurzam.
Paulina Mischke: Z Piotrem jest tak, że czasami wpada w dołki i wtedy bardzo mnie potrzebuje i bardzo kocha. Ale gdy wreszcie nadchodzi fala „superowa” i wyjeżdża z chłopcami z klubu, to nagle przeobraża się w twardziela i zaczyna „kozaczyć”. Raczej jednak nie jesteśmy zagorzali w kłótniach. Piotr wprawdzie tego nie dostrzega, ale nauczyłam się trochę mu ustępować.
Piotr Gulczyński: Kochanie, my tu nagrywamy wywiad, nie program kabaretowy.
Paulina Mischke: Nie przesadzaj, nauczyłam się ustępować. On jest złośliwy, bo bardzo nie lubi, jak mu się zwraca uwagę, i wtedy reaguje tak, a nie inaczej. Piotr stara się dla wszystkich być miły i grzeczny, ale w domu nerwy mu czasem puszczają i to ja muszę wysłuchiwać za innych. Pod tym względem różnimy się od siebie, bo ja mówię, co myślę, prosto w twarz. Nie wszystkim to odpowiada.

Na żywo: Często w ten sposób przeganiałaś fanki Piotra?
Paulina Mischke: Nie musiałam, bo on nigdy nie dał mi powodów do zazdrości. Wydaje mi się, że zazdrosne są tylko te kobiety, które nie czują się kochane i pewne swojego faceta. Ja nie miałam z tym problemu.
Piotr Gulczyński: Nie powiem, że powodzenie nie jest przyjemne, ale ja już sobie wybrałem w życiu tę jedyną. Poza tym rzadko zdarzają się dziewczyny, które potrafią dorównać Paulinie.

Na żywo: l nawet przez chwilę nie zachłysnąłeś się sławą?
Piotr Gulczyński: Nie, nigdy. Czasami nawet robiło mi się przykro, kiedy Paulina musiała patrzeć na to, że przychodzi sto dziewczyn i każda z nich chce sobie ze mną zrobić zdjęcie.
Paulina Mischke: Każda chciała także usiąść na jego kolanach, objąć go, ale mnie to jakoś specjalnie nie drażniło. Zresztą ja też miałam swoich wielbicieli (śmiech).

Na żywo: Skoro nie byłaś zazdrosna, to dlaczego nie odstępowałaś go nawet na krok?
Paulina Mischke: Przez pierwsze półtora roku wszędzie jeździliśmy razem, bo oboje tego chcieliśmy. Zrezygnowałam z pracy w towarzystwie ubezpieczeniowym, bo
zajmowanie się interesami Piotra było przyjemniejsze i zdecydowanie bardziej intratne. On się produkował na różnego rodzaju imprezach, a ja dbałam o stronę finansową. Krótko mówiąc, nabijałam kasę (śmiech). Ale wydawaliśmy ją już razem.

Na żywo: A jaką cenę zapłaciliście za sukces?
Paulina Mischke: Niemałą… Popularność niekiedy męczy. Ludzie bywają niedyskretni, mało delikatni. Leżymy sobie na przykład na plaży w samych majtkach, chcemy mieć święty spokój, a oni biegają wokół nas, sypią piaskiem, robią zdjęcia. To nie jest przyjemne. Nie znoszę zamieszania wokół siebie.
Piotr Gulczyński: Minęło dwa i pół roku, a ludzie cały czas mnie kojarzą z programem „Big Brother”. Nawet jeśli we wsi był telewizor tylko u sołtysa i ktoś oglądał „Big Brother” jedynie od czasu do czasu, to coś mu tam świta w głowie na mój widok. Kiedyś byliśmy z Pauliną nad jakimś jeziorkiem i nagle ktoś krzyczy: O, Manuela! A drugi na to: Co ty, głupi? Przecież to Gulczas! (śmiech). Ja to traktuję, jak pracę, już przywykłem. Czasem tylko wkurzam się, że nie mogę iść na koncert do Spodka, bo jest tam zbyt wiele osób, które czegoś ode mnie chcą.
Paulina Mischke: Prawdziwi artyści mają chyba pod tym względem łatwiej. Bo ludzie w naturalny sposób czują wobec nich respekt. Jak Daniel Olbrychski idzie ulicą, to nikt do niego nie podchodzi i nie mówi: Ty, Olbrychski, sztama, przybij piątkę. A Piotra traktują jak swojego chłopa i w związku z tym nie mają żadnych zahamowań.

Na żywo: Nadal zajmujesz się interesami Piotra?
Paulina Mischke: Tylko od czasu do czasu. Nie chcę wciąż być odbierana jedynie jako dziewczyna Gulczasa. Zawsze byłam osobą niezależną. Mam 33 lata i teraz chciałabym zrobić coś tylko dla siebie. Myślę o tym, żeby otworzyć jakiś własny interes.
Piotr Gulczyński: A ja w tym Paulinie chętnie pomogę. Uważam, że ona ma niesamowite zdolności manualne, plastyczne. Powinna się zająć na przykład charakteryzacją.
Paulina Mischke: Ja mam wiele ukrytych talentów, których do tej pory nie wykorzystywałam. I myślę, że czas najwyższy, żeby coś z tym zrobić.

Poprzedni artykułNastępny artykuł