Hurtem taniej
Aktualną wartość Irka Grzegorczyka, a także innych gwiazd programu Wielki Brat można sprawdzić dzwoniąc do Piotra Bewłacza z impresariatu TVN. Najpierw trzeba złożyć zamówienie i sprecyzować, do czego niezbędna jest gwiazda. Przez dwa lata po odejściu z Domu gwiazda jest zobowiązana do pozostania w stajni TVN, a także do dzielenia się ze stacją honorariami. –Nie zarabiamy na tym kokosów– uprzedza Andrzej Sołtysik, rzecznik stacji– chodzi raczej o to, żeby konkurencja nie posługiwała się naszymi twarzami. –Ja muszę wiedzieć, czy to ma być na scenie czy w klubie– mówi Piotr Bewłacz. –Czy to ma być impreza dla kobiet czy dla mężczyzn. Gulczas przyciąga młode kobiety, a Janusz Dzięcioł już starsze. Frytka w tym kraju nie jest mile przyjmowana, szczególnie wśród starszych kobiet, bo to skandalistka. Irek też jest skandalistą, ale taki bardziej tajemniczy. Ludzie z ciekawości przyjdą go zobaczyć. Bewłacz dzieli swój towar na górną i na dolną półkę. Gulczas, Manuela i Dzięcioł są na górze, a Ken, Frytka i Irek Grzegorczyk na dole. –Na promocję w supermarkecie zaproponowałbym Frytkę, Irka i Gulczasa– zachęca Bewłacz. –Gulczas jest drogi– 6,5 tys. zł, ale Frytka i Irek są już po 3,5. Hurtem zresztą będzie taniej. Wezmę od pana tylko 8 tysięcy (Frytka podlega gwałtownej dewaluacji. Kiedy w czerwcu w atmosferze skandalu wychodziła z Domu Wielkiego Brata, impresario żądał aż 8 tys. zł za udzielenie wywiadu dla kolorowych miesięczników – przyp. aut.). –A gdyby zamiast trójki wziąć dwójkę albo jednego? –Irka i Frytkę mogę pchnąć za 6 tys. A samego Irka poniżej 3,5 nie oddam, bo bym musiał zejść zbyt dużo z marży.
Ujęły ją świnie
Na internetowej stronie Wielkiego Brata znajduje się dossier Irka Grzegorczyka. Hobby: gospodarstwo rolne; ulubione zajęcie: praca nad sylwetką; ulubiona lektura: brak (nie lubi czytać), największy sukces w życiu: wejście do Domu Wielkiego Brata; największa porażka: wyjście z Domu. W dzieciństwie nic nie wróżyło, że Irek będzie gwiazdą. Mama była laborantką w tutejszym GS, a tata kierowcą w Spółdzielni Transportu Wiejskiego. Irek biegał z kluczem na szyi po osiedlu. –Byłem popychadłem– wspomina. –Wszyscy kopali mnie w tyłek. W technikum zobaczyłem, że wystarczy trochę odwagi, by świat był inny. Zacząłem ćwiczyć, trochę inaczej się ubierać, inaczej zachowywać. Czapki pilotki, fryzura na irokeza. Ruskie oficerki, hełm niemiecki i zasuwam po Lubsku. Nie wąchałem jak inni butaprenu. Wolałem dyskoteki i wino. Kiedy miał 20 lat, zmarł dziadek. I Irek został rolnikiem, bo dziadek zostawił 12 hektarów we wsi Koło. Ewę poznał na dyskotece w Lubsku. Po zabawie wsadził ją do malucha i pokazał świnie. –Piękne: czarne, rude i białe. Ujęły Ewę, zamieszkali razem. Pomagała im babcia. Sadzili truskawki i doili krowy. Jeśli brakowało pieniędzy, to jeździli po ciuchy do Łodzi i sprzedawali Niemcom w Słubicach. Ale truskawki siadły, ciuchy przestały się opłacać. Akurat kończyła się pierwsza edycja Wielkiego Brata, szukali ludzi do następnej. – Wtedy pomyślałem, że ja też mogę. Mam swoje zdanie, jestem inny, a oni potrzebują takich jak ja. W Lubsku żadnej pracy nie ma. A tam można było zarobić 500 tys. Wysłałem esemesa. Po kilku dniach przyszła odpowiedź: przyślij zdjęcie i opis sylwetki. –Wysłałem piętnaście. Napisałem, że gram na fujarce, że lubię młode dziewczyny i mam mnóstwo dzieci.
Za bardzo się rozwinął
Irek i obcy
Po awarii
Kosmiczny niewypał
Po sukcesie Wielkiego Brata Jacek Żelezik z Inter Investment Group postanowił wyprodukować niskobudżetowy film o tematyce współczesnej, w którym zagraliby bohaterowie Big Brother. Naszkicował scenariusz i zaprosił reżysera Jerzego Gruzę. –To nie był mój pomysł, a szkoda– zaznacza Jerzy Gruza. Powstała komedia „Gulczas – a jak myślisz”. Dystrybucję przejął ITI. Kiedy film wszedł na ekrany, pierwszego dnia obejrzało go sto tysięcy ludzi. Rekord. Jacek Żelezik poszedł za ciosem i napisał scenariusz filmu pt: „Yyyreek!!! Kosmiczna nominacja”. Irek zagrał człowieka, który ma kontakt z Marsjanami. Marsjanie wybierają go, żeby uratował ludzkość. Irek przyjmuje misję. Producent wyjaśniał żartobliwie: „W filmie występuje Irek, który odchodził z Big Brother w atmosferze skandalu. W naszym filmie gra samego siebie, czyli człowieka, który nawiązuje kontakt z Marsjanami”. Jerzy Gruza: –Ten drugi film był już raczej niepotrzebny, przyznaję, jest w nim jednak kilka cennych uwag o świecie, w którym media potrafią wykreować każdą bzdurę. Jeśli tylko zechcą. Gruza jest bardzo zadowolony z kilkudniowego udziału Irka w projekcie. –Bardzo wrażliwy i posłuszny człowiek. Nie przywiązywałby też wagi do szpitalnej przeszłości Irka. –Też by pani dostała ataku, gdyby na miesiąc zamknąć panią w jakimś Domu. Ileż aktorów trafia do domu wariatów? Ten człowiek żyłby na głębokiej prowincji. A tak miał swój moment. W czerwcu film wszedł na ekrany i zrobił klapę, zanim jego kopia dotarła do kina w Lubsku. –Może to nie był sukces, ale ilu aktorom udało się zagrać tytułową rolę?– przekonuje Sołtysik.
Autografy na kilogramy
Przed Wigilią 2001 r. Irek wrócił ze szpitala. Już nie na gospodarkę, tylko do miasta, do Lubska. Na gospodarce została tylko Irka babcia: –Zmienił się, pół człowieka z niego zostało. Był żywotny, zrobił się smutny. Kiedy pojawił się w Bajce, przed wystawą ustawiła się kolejka dzieciaków. Zaglądały przez szybę, a potem prosiły o autograf: zstąpił do nich bohater. Szkoły zapraszały na spotkania z ciekawym człowiekiem, a burmistrz do poprowadzenia Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. –Teraz emocje opadły, ale dalej jestem raczej rozpoznawalny. Tak sobie teraz spokojnie żyję, profitów wielkich z tego nie mam. Czasem dzwonią z Warszawy, żeby przyjechać na jakąś promocję, czasem gazeta przychodzi po wywiad. Kiedy zaczęła się promocja „Yyyrka”, tytułowy bohater nie wziął w niej udziału. W tym czasie trzeba było zbierać truskawki z pola w Kole. Ze względu na klapę, drugiej części promocji już nie było. –Za to kiedy sprzedawałem truskawki w Gubinie, zbiegli się łowcy autografów. Mówię im: nic za darmo, każdy autograf kosztuje kilogram truskawek. Poszły błyskawicznie. Andrzej Sołtysik przekonywał publicznie po wypadku: –Pan Grzegorczyk może w dalszym ciągu liczyć na wielką popularność. Kilka miesięcy później obiecywał widzom trzeciej edycji: –Irek przygotowuje dla was program. Ale programu nie ma. Jan Grzegorczyk: –Nic nie da się zrobić. Z koncernem mały człowiek nie wygra. Według Krzysztofa Korony ci, którzy starają się dostać do mediów, często zapominają o tym, że niestety popularności nie da się bezpośrednio przełożyć na pieniądze. Narzędzie, które to umożliwia, nazywa się sztuką sprzedawania własnego wizerunku. Wizerunek kupują firmy, które zarabiają na kliencie masowym. Na przykład producenci proszków do prania, margaryny albo programów telewizyjnych. –Dopiero kiedy człowiek nauczy się budowania, promowania i sprzedawania swojego wizerunku– ma szansę na zarabianie pieniędzy w show-biznesie. Jego wizerunek musi mieć odpowiednią „jakość”, co oznacza, że musi wzbudzać zainteresowanie. Ci, którzy liczyli, że udział w programie przyniesie automatycznie sławę i pieniądze, na pewno są rozczarowani. –Mieszkańcy Domu Wielkiego Brata mają wielki potencjał w postaci swojej popularności. Od nich zależy, co z nim zrobią– dodaje Korona. Ostatnio zadzwonili do Irka z Warszawy, że szykuje się wyjazd do Włoch. –Iruś siedział już na walizkach, ale wyjazd też odwołali– żali się Jan Grzegorczyk. Połowa lipca: Irek Grzegorczyk za ladą sklepiku Bajka. –Normalnie biorę za wywiad trzysta– znika za kotarą i za moment przynosi z zaplecza dwa krzesła. Ale zaraz schodzi z ceny. Opowie też za dwieście, bo nas od razu polubił.
[Ewa Winnicka, Cezary Łazarewicz – Polityka, nr 32/2002]