Big Brother VIP

Wywiad z Jarkiem Jakimowiczem

W niedzielę zakończyła się vipowska część „Big Brother 5”. Zwycięzcą reality show został Jarosław Jakimowicz. Oto treść wywiadu z Jarkiem, jaki przeprowadzono dla serwisu Plejada.pl.

– Czy nadal będziesz utrzymywał kontakty z pozostałymi mieszkańcami Domu?
– Oczywiście, że tak! Wczoraj w nocy, zaraz po finale siedzieliśmy z Michałem, Angelą i innymi uczestnikami do samego rana. Angela zresztą rano wylatywała. Nie było wszystkich, bo Gulczas pojechał do domu do Poznania. Teraz też – i to jest pewne, lecę na galę do Roberta. Chcę się też spotkać z Sashą.

– A konflikt z Najmanem?
– Ja jestem skory do kompromisu, zawsze umiem przeprosić i dogadać się. Natomiast ta afera z Marcinem… No niefajnie, że w ten sposób buduje się więzi i doszukuje się czegoś w słowach. Przykro mi. To wszystko jest kwestią wychowania, charakteru i przekonań. Dla mnie tam nie było konfliktu. Nawet teraz leżę w jego koszulce. Ten program to show. Reality. I trzeba to zrozumieć. My byliśmy nagrywani 24 godziny na dobę, padało masę słów. Ja usłyszałem m.in., że jestem ch****m. Mnie to jednak nie boli. Wiem, że nie cały świat musi mnie kochać. Ja mam swoich dwóch bliskich przyjaciół, w tym Ryszarda, mojego managera. A do tego dużo fanów, wierzących w moją szczerość. Mam też pełno znajomych, którzy mnie wspierają. To są ludzie na poziomie, z klasą. Tak jak mówię, dla mnie to nie jest konflikt. A Marcin powinien skoncentrować się na walce. To jest jego działka. A takie warcholstwo w studiu – tu pomylone są role. Ja tego nie chcę komentować.

– Najbliższe plany?
– Chcę zabrać swoje dzieci do Disneylandu. Ponadto może wreszcie zrobię wszystkie te rzeczy, na które do tej pory nie miałem czasu, lub możliwości.

– Powiedziałeś, że zapomniano o Tobie? Przecież nadal występujesz w filmach i serialach?
– Nie no, role są. Przecież obecnie gram w „Klanie” dziennikarza Kubę. Mnie chodzi bardziej o to, co w 95 roku przeżyliśmy po „Młodych Wilkach”, gdzie „Bravo” wybrało mnie najlepszym aktorem, a głosowało na mnie wtedy 40 tysięcy osób. Ci fani byli wszędzie. Dzisiaj jestem mniej przystępny, bo może żonaty, bo starszy. Ja sobie zdaję sprawę, że teraz kibicuje się Marcinom Mroczkom. I to jest naturalne, taka jest kolej rzeczy. Myślałem tylko, że moi fani trochę odzwyczaili się ode mnie. Ale bardzo ucieszyła mnie reakcja po programie, kiedy podeszło do mnie mnóstwo osób. Najwięcej pań koło czterdziestki i pięćdziesiątki, które ściskały, gratulowały. To było dla mnie niezwykle miłe. Ja nie mam przywiązania do drogocennych rzeczy, co zresztą można było zobaczyć, kiedy oddałem Joli jeden z zegarków.
Ja wchodząc do programu nie wiedziałam, kto to jest Jola. Ja nigdy wcześniej nie oglądałem „Big Brothera”. Ale wchodzę i widzę młodą dziewczynę, która ma dwie szable w rękach i macha nimi w każdym kierunku. Ona gada, co jej ślina na język przyniesie. Mięśniaki, bo tak nazywano kilku facetów w Domu Wielkiego Brata, zaczepiają ją i zaczynają się nawalać. Więc pomyślałem, że muszę nad tym zapanować. Zacząłem z nią rozmawiać. Jej brakuje dyplomacji. I gdzieś tam włączyła mi się sentymentalna misyjność, żeby jej pomóc, żeby nie była aż tak wulgarna, aż tak agresywna. Tłumaczyłem też mięśniakom, że nie możemy na nią napierd***, bo jest kobietą. Zdarzało się także, że ratowałem ją przed fizycznym atakiem. Jola w swojej prostocie – nie mylmy z prostactwem – jest szczera. Czasem, aż do bólu, Ona odwraca świat do góry nogami. I ja gdzieś tam wolałem być w tym jej świecie różowych koni, niż żyć w totalnej obłudzie, jaka panowała w Domu. Proszę mi wierzyć, ja cały program byłem szczery. Kamery nie pokazują wszystkiego, ale w Domu cały czas były docinki. Dla nas te pięć tygodni, które przeżyliśmy, były jak rok życia.

– Czy nie uważasz, że Twoje czułe słówka i gesty mogły być przez Jolę mylnie interpretowane? Że mogły sugerować coś więcej niż przyjaźń?
– Nie – ona wie. Ona wie, zresztą rozmawialiśmy o tym. Rozmawiałem także z jej siostrą. Jola jest wrażliwą i dobrą osobą. Brakuje jej bardzo dużo dyplomacji, ale zawsze mogę na nią liczyć. Ja mam kogo kochać. Jest osoba, którą kocham. Dzisiaj już odbyliśmy ze sobą rozmowę. Ale ona wie, że nie jestem tą osobą od Herbusiowej, i tą, o której piszą w portalach. To są wszystko brednie.

– Czego żałujesz?
– Jednaj rzeczy – rzuciłem szklanką o ścianę wtedy podczas rozmowy z Jolą. Zresztą to nie jest rozmowa z jedną osobą. To jest tak naprawdę rozmowa z grupą. Jola wyrzucała mi wiele rzeczy wobec wszystkich. Tam są zresztą trudne realia. Ja nie jestem aż takim aktorem, żebym umiał tak długo grać. Gdybym umiał grać przez 5 tygodni, wśród 50 kamer dookoła, mikroportów pod prysznicem itd., to po wyjściu z programu dostałbym od razu Oscara. Proszę mi wierzyć, cały program byłem szczery. To nie było do końca tak, że całkowicie straciłem nad sobą panowanie, mogłem przecież rzucać tą szklanką po kamerach. Owszem, puściły mi emocje i to jest najbardziej żenujący dla mnie moment. Uważam, że człowiek inteligentny nie powinien tracić nad sobą kontroli.

– A co z feralnym zadaniem?
– Mnie Wielki Brat wrobił. Miałem mieć drugiego człowieka, który miał mi w tym zadaniu pomagać, np. Gulczasa. Dzisiaj z perspektywy tego, co to wywołało, wykonałbym to zadanie dokładnie tak samo. A czemu nie powiedziałem tego bezpośrednio do kamer? A po co? To i tak nic by nie zmieniło. Może tak jak pani mówi, robiłem z siebie Matkę Teresę… możliwe. Ale mimo wszystko nie chciałem o tym mówić. To i tak nie miałoby znaczenia. Ludzie przychodzą do programu, żeby się bawić. Po to jest to show. Ja jednak od razu zostałem przekreślony. To jest tak zwany odruch stada, które szuka powodów, żeby cię odstrzelić. Wydano wyrok, zanim ja przyszedłem, zanim zdążyłem im cokolwiek wytłumaczyć. Pamiętam jedną mądrą rzecz, którą w Pokoju Zwierzeń powiedział mi Wielki Brat: „Nie słuchaj, co oni by odpowiedzieli. Każdy z nich na twoim miejscu zachowałby się tak samo”. Zresztą ja wychodzę z założenia, że nie poszliśmy do „Wielkiej gry” czy do „Milionerów”. Bawmy się! Taka jest przecież konwencja tego programu.
Pamiętam taki moment, kiedy rozmawialiśmy z Michałem, o tym kogo by wyrzucił, a on wprost powiedział, że mnie. I właśnie za to go lubiłem. Właśnie do kogoś takiego było mi najbliżej. Ja wyznaje zasadę: określ się, a nie lawiruj, albo mów o tym. Wczoraj zresztą najwięcej rozmawiałem właśnie z Michałem. Tak samo z Gulczasem, czego nie pokazały kamery, ustaliliśmy sobie pewne zasady. On po programie zresztą przyszedł i pogratulował mi.

– Po co wziąłeś udział w programie?
– Poszedłem, żeby się sprawdzić, ile wytrzymam. Chciałem zostać 3 tygodnie. W pierwszym szkoda byłoby odpaść. Ale trzy wystarczyłyby mi w zupełności. Zresztą ten program dla mnie się jeszcze nie skończył. Skończy się dopiero jak obejrzę wszystkie materiały.

– A jeżeli obejrzysz taśmy i stwierdzisz, że nie było w twoim zachowaniu nic złego, czy wtedy dojdziesz do wniosku, że „wszyscy się mylą, a ja mam rację”?
– Nie wszyscy, bo jednak widzowie na mnie zagłosowali. Zresztą nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Najpierw muszę to wszystko obejrzeć, zobaczyć, przeanalizować. Zresztą na niechęć współmieszkańców składa się wiele rzeczy. Jak wiemy, każdy program musi mieć tzw. obrotową osobę, rodzaj lidera. I ja nią w pewnym sensie byłem. To strasznie wk***iało uczestników. Wielki Brat ciągle powtarzał: „Jarek, zapanuj nad grupą”. W ten sposób próbowano mnie z nimi skonfliktować. Życie pisze scenariusz, ale są pewne rzeczy, którymi można sterować. Nie wiem, czy pani zauważyła, ale to ja byłem osobą najczęściej wzywaną do Pokoju Zwierzeń. Ja byłem dla nich trochę KO, a takich się nie lubi. Tam każdy chce robić swoje. Tyle, że tak się nie da. Są pewne kanony pracy w tv i kanony kultury, a niektórzy ich nie czują. Ja byłem tam w trochę innej, niepisanej roli, która irytowała. Mówiłem wiele razy Wielkiemu Bratu, żeby wybrał inną osobę do czytania zadań. Wszyscy mówili mi „Ty jesteś podstawiony”. A najczęściej Jola. Uruchamiały się u nich jakieś instynkty stadne, żeby mnie wyeliminować. Na przykład dla Joli największym kłamstwem było, kiedy trzymałem za Sashę kciuki. Usłyszałem wtedy „Jesteś wredny, nieszczery. Kłóciłeś się z nią, a teraz napisałeś, że trzymasz kciuki”. Ale taka była prawda i to, co robiłem było prawdziwe, a Jola nie mogła tego zrozumieć. Ja wiem jaki jestem. Każdy z nas wie jaki jest naprawdę. Może mam mnóstwo cech, które gdzieś tam komuś przeszkadzały, ale tak jak powiedziałem wcześniej, muszę to wszystko obejrzeć i przeanalizować. Zresztą, nie mogę być chyba aż tak zły, skoro mam takich przyjaciół. Niewielu, ale za to prawdziwych. Dostaje dzisiaj od samego rana dziesiątki telefonów i SMS-ów z gratulacjami i ciepłymi słowami. Wiele osób też współczuje mi i podziwia, że to wszystko wytrzymałem.

[Plejada.pl]

Poprzedni artykułNastępny artykuł