Reality game shows

Tylko u nas: kulisy programów reality show – brutality show trwa!

Zapewne nie jeden raz zastanawialiście się, jakby to było pracować za barem lub zamieszkać w baraku po brzegi wypełnionym kamerami. Wielu widzów chciałoby sprawdzić się w reality show. Czy zgłaszając się do tego typu programów wiedzą, na co się piszą? I jak faktycznie wygląda reality show od kuchni? Jeżeli wciąż uważacie, że reality shows są obrazem prawdziwego ludzkiego życia i prawdziwych ludzkich emocji, zapoznajcie się z tym artykułem. Prawda jest bardziej bolesna, niż mogłoby się to wydawać.

Gwoli wyjaśnienia. Poniższy tekst uchyla rąbka tajemnicy o tym, jak daleki od wyobrażeń jest udział w pewnych polskich programach rozrywkowych. Nie padają tu żadne nazwiska i nazwy firm. Brak tu też nazw programów i innych szczegółowych informacji. Powód jest jeden: nikt nie chce umierać za reality show, a brak namacalnych dowodów byłby samobójstwem dla autora tego tekstu i serwisu, który go opublikuje. Jedyne, co można zrobić, to z pełną świadomością potwierdzić, że wszystko – i jeszcze raz podkreślę – wszystko, o czym jest tu mowa, zdarzyło się naprawdę. Nie raz i nie dwa. I dzieje się nadal. Tak właśnie wygląda magiczny świat telewizji.

Wystąpić w reality show
Wszystko zaczyna się od wysłania zgłoszenia. Jeden SMS, kilka zdjęć i krótki list mogą sprawić, że już niebawem znajdziesz się na castingu. Tam mnóstwo ludzi, sala, komisja castingowa. W komisji między innymi reżyser i szanowny pan producent. Wszyscy szukają jednego: ofiar, które wierzą w telewizyjną karierę i które bez problemu można wyeksploatować na szklanym ekranie. Wyeksploatować, zużyć, wykorzystać. I wyrzucić.

Setki chętnych i wiele marzeń. Ci zwykli ludzie mają niewielkie szanse na zwycięstwo. Poprzez nierzadko chamskie i wulgarne pytania od członków ekipy castingowej lub nawet samego psychologa, producenci starają się poznać prawdziwe oblicze ofiary – potencjalnego uczestnika reality show. Pytania bywają różne, ale wszystkie mają doprowadzić do jednego: do zerwania maski z delikwenta i sprawienia, że przesłuchiwani kandydaci staną się nadzy w obliczu jury. Na przesłuchaniu do reality show nie zdziw się, kiedy komisja zapyta cię, jak często się onanizujesz lub też czy za pieniądze uprawiałbyś seks przed kamerami. Jeśli jesteś kobietą, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że otrzymasz bezpośrednią propozycję spotkania na szybki numerek. Ci, którzy odpowiednio zareagują, mają szansę na zwycięstwo. Sprytne wybrnięcie z sytuacji i odbicie piłeczki nie są pożądane. Osoby z charakterem i niepodporządkowujące się woli jury są eliminowane. Słabi i skrępowani również odpadają. W większości przypadków zostają ci, którzy nie mają żadnych zahamowań. Desperaci szukający poklasku, kariery i szybkich pieniędzy. Ulegli i łatwi do zmanipulowania, a także straceńcy, gotowi sprzedać swoje „ja”, bez żadnych wartości i kręgosłupa moralnego.

”Być albo nie być”, czyli: „jestem w środku i co dalej?”
Jeśli spełniłeś wszystkie warunki, znajdziesz się w oku cyklonu. Jesteś w reality show. Pytanie brzmi: co dalej? W jaki sposób przetrwać? Wszak im dłużej jesteś w reality show, tym większa szansa na karierę. Przynajmniej takie jest założenie. Tak więc, czy zawierać odpowiednie kontakty z uczestnikami, ażeby uniknąć procesu eliminacji? A może bardziej zadbać o swój wizerunek i troszczyć się o przychylność widzów?

Nic z tych rzeczy. Kto by pomyślał, że najłatwiejszą drogą do sukcesu w reality show okazuje się łóżko. I wcale nie chodzi tu o seks w wannie z bąblami pod obstrzałem kamer. Chodzi o seks, którego nikt nie widzi i którego nigdy nie zobaczycie na ekranie telewizora. Zdziwieni? W reality show, gdzie przecież to widzowie mają decydować o tym, kto zostaje, a kto odchodzi, proces eliminacji najczęściej wygląda w taki właśnie sposób. Im dalej chcesz zajść, tym więcej musisz oddać siebie. Niejeden członek ekipy producentów skorzysta ze świeżego ciała uczestniczki reality show. I nie chodzi tylko o zwykłych operatorów kamer.

Rodzi się pytanie: co w takim razie z męską częścią uczestników programu? Ba! Dla nich też coś się znajdzie. Ekipa producentów nie cierpi na deficyt gejów, a ci także są żądni wrażeń. Tymczasem obietnic nie ma końca. „Zrobisz to, a pomyślimy nad tym, żebyś wygrała” – można usłyszeć. W końcu czego się nie zrobi dla nowego Porsche lub kieszonkowego na całe życie? Wszystko jest do kupienia – nie tylko udział w reality show, ale także finał i zwycięstwo. „Tam naprawdę jest burdel. A dla produkcji uczestniczki to kur*y” – słyszę. Nie straszne jest im zwracać się do nich właśnie w taki sposób i klepać bezwstydnie po tylnych częściach ciała. Jeśli akurat w danym momencie „klepanej” to się nie spodoba, zawsze może ona odesłać szychę do agencji towarzyskiej. Jednak w tym momencie najczęściej znajdzie się inna chętna, która wejdzie pod biurko. Liczy ona na przetrwanie albo rolę w filmie. Również przypadkowe osoby z ulicy dają się złapać na próbę podrywu na obietnicę „zrobię z ciebie gwiazdę”, ale potem nic z tego nie wynika. „Jak to nic?” – pytam. „Nic oprócz tego, że on ją przeleci” – słyszę w odpowiedzi. „No chyba, że to uczestniczka reality show, to wtedy chyba coś się może zdarzyć?” – zadaję kolejne pytanie. „Wtedy wygrywa, albo występuje w teledysku Braci Cugowskich. A stare pryki korzystają na tym, że mają pseudowładzę. Brudny świat”.

A nieświadomi widzowie ślą SMS-y nie mając pojęcia, że napełniają sakiewkę ludziom, którzy później te same pieniądze wydają na używki i przygodny seks. Fortuna łóżkiem się toczy. Tak więc czy wszystko jest ustawione? Czy łóżko jest czynnikiem decydującym? „A jak myślisz? Większość” – słyszę w odpowiedzi. „Laski dupskami kupczą” – dodaje informator. Jedna z największych polskich skandalistek miała nawet zwyciężyć w swoim kolejnym reality show. Niestety, alkoholowa libacja i nieprzyjemna wymiana zdań między nią i głównym producentem sprawiły, że odpadła będąc o krok od finału. Jaka szkoda.

Jeśli nie łóżko, to co?
Czasem – choć rzadziej – o dalszym „być albo nie być” w programie świadczy nie łóżko, a show. „Będziesz robić show, będziesz istnieć dalej”. Za dobre show można odebrać na uboczu całkiem niezłą kasę lub nawet wygrać. Nie ma mowy o naturalności. Ruszaj, graj, załóż maskę i prowokuj. Nie ma miejsca na bycie sobą. Dla show powiedz, że jesteś dziewicą i używaj błyszczyków za jednego funta. Rób, co ci karzą. Nakręcaj innych, awanturuj się z kim się tylko da, a spotka cię nagroda: finał i zwycięstwo. A widownia będzie święcie przekonana, że wszystko było naturalne. Ci nielubiani przez widzów uczestnicy również mają dużą szansę, by daleko zajść. To skarbonka bez dna. Naiwni widzowie ślą SMS-y, a znienawidzona przez nich postać dalej będzie przeć na przód, bo stanowi zarówno o oglądalności jak i o wpływach z SMS-ów. Producenci nie pozwolą jej wyeliminować. Ktoś jest nielubiany? „To super, popchniemy ją dalej. Będą SMS-ować za jej wywaleniem. Non stop” – myślą producenci. „Machina się napędza”.

Temat tabu?
Skoro takie są reality shows – czemu nikt nic z tym nie zrobi? „Oni wszyscy liczą na to, że jeszcze coś zrobią i boją się spalić w tym świecie” – słyszę.

Boli? Powinno. Machina ruszyła, działała latami i przerzuca się na kolejne jednostki. Tymczasem w Internecie trwa mała burza: co niektórzy zaczęli mówić o wierzchołku góry lodowej. Są tacy, co i w ten wierzchołek wątpią. Nie wierzą. Zaprzeczają. Bronią. Gdyby tylko wiedzieli, że to tylko mała część tego, co naprawdę dzieje się za kulisami programów reality show.

W czasie, gdy w widzach dominuje nieświadomość, a tylko nieliczni spośród nich zastanawiają się, czy program jest manipulowany, na górze nikt nie stawia pytań: „Robimy przekręt czy nie?”. Pytanie może co najwyżej brzmieć: „Jaki numer robimy dzisiaj?”. I nikt nie ma wyrzutów sumienia. Słupki oglądalności rosną: brutality show trwa. A sieć wzajemnych powiązań rozszerza się i zbiera swe żniwo. I niebawem będą kolejne ofiary.

* * *

O powyższym artykule możecie porozmawiać na naszym forum dyskusyjnym.

Poprzedni artykułNastępny artykuł