Zdobywcy

Ruszyła emisja „Zdobywców 2”

Dają radę. Wzburzonej wodzie, skalnej ścianie, nepalskiej dżungli. Zwycięska ekipa pójdzie w nagrodę w Himalaje. Tu nikt nikogo nie eliminuje, nikt na nikogo nie donosi, wszyscy w drużynie muszą sobie pomagać. W tym reality show nie ma indywidualnego zwycięstwa – wszyscy walczą w imieniu drużyny, a rywalizacja jest jedynie z drużynami przeciwnymi. Nie ma też pieniędzy w nagrodę. Najlepsza drużyna pierwszej edycji „Zdobywców”, którą oglądaliśmy przed rokiem, pojechała na wyprawę do Peru.

W ubiegłą sobotę w TVP1 ruszyła emisja „Zdobywców 2”. „Chcesz przeżyć przygodę?” – tak zaczynał się mail zachęcający do udziału w programie. Zgłosiło się 11 tysięcy osób, spośród których na testy sprawnościowe wybrano setkę. „Niektórzy nawet wtedy nie wiedzieli jeszcze, że to będzie program telewizyjny, Ania była tym wyraźnie zmartwiona” – opowiada reżyser Dariusz Goczał o jednej z uczestniczek finału. „Im naprawdę nie chodziło o pokazanie się na ekranie” – dodaje. Piętnastka, którą zobaczymy w telewizji, została podzielona na trzy grupy: Czerwonych, Niebieskich i Białych. Rywalizują ze sobą w trudnych zadaniach sportowych. W czerwcu kręcono odcinki polskie, w których uczestnicy pływali w morzu, wspinali się na skały. Widziałem szturm ekip na 30-metrową twierdzę w Kłodzku. Jedni wchodzili po rybackiej sieci, drudzy po drabince sznurowej, a trzeci po schodach, ale po drodze mieli do rozwiązania zagadkę logiczną (jak mając wiadro trzylitrowe i pięciolitrowe, odmierzyć ze studni cztery litry wody?). Po sześciu odcinkach jeden team odpadł, a dwa pozostałe pojechały na finał do Nepalu. Obserwowałem ten finał, widzowie będą mogli te odcinki zobaczyć dopiero w grudniu. Program prowadzą podróżniczka Beata Pawlikowska i himalaista Krzysztof Wielicki. Nagrodą dla zwycięskiej piątki będzie wyprawa pod ich wodzą na Lobuche East (6119 m n.p.m.) w Himalajach.

„Chodzi o to, że normalny człowiek może również coś zdobyć. To kwestia wiary, filozofii i zapału” – wyjaśnia przesłanie programu Wielicki. Popijamy piwo everest na skraju dżungli, jest koniec września. Wielicki cieszy się, że ta część nagrań już się skończyła i przed zdobywcami już tylko himalajska wyprawa, jego żywioł. „Żaden z nich nie jest alpinistą, więc wyobrażam sobie ich radość po zdobyciu szczytu. Każdy powie: wszedłem, k…, wszedłem” – emocjonuje się Wielicki. Sponsorem programu jest Żywiec. „Przekonałem ich, że powinni promować się przez wspieranie aktywności i propagowanie działań polskich odkrywców” – tłumaczy wspinacz. „Poza tym alpinizm to sport, który ma wielkie obrzeże. Porównajmy go np. ze skokiem o tyczce – ileś osób to trenuje, ale nie ma ludzi, którzy czasem sobie skoczą o tyczce. A zarejestrowanych alpinistów jest w Polsce 5 tysięcy, zaś po górach chodzą miliony. W tym programie zobaczą, że można przekraczać swoje granice” – dodaje.

Za burtą, nad przepaścią…
Beata Pawlikowska leży pod słoniem. Słoń to meta kolejnego wyścigu „Zdobywców 2”, ale zawodnicy się spóźniają, więc nepalski opiekun poradził białej podróżniczce, żeby skryła się przed słońcem właśnie pod słoniem. „A on tylko przestępował z nogi na nogę” – opowiada wieczorem Pawlikowska. Zdobywcy się spóźniają, bo nie mogą przeprawić się przez rwącą rzekę Rapti. Organizatorzy rozpięli im liny, ale co chwila ktoś zaczyna się topić. Topi się nawet ktoś z ekipy, fotoreporterzy cieszą się, że im tak fajnie macha spod wody, aż orientują się w końcu, że człowiek tonie i rzucają się go wyciągać. Liny trzeba przerzucić w łatwiejszym miejscu. Wpadek w programie jest więcej. Raz zatnie się małpa (przyrząd do wspinaczki na linie), raz drużyny pobiegną różnymi drogami, bo mapa będzie niejasna. A na koniec, kiedy zwycięzcy będą wciągać flagę na maszt, ten runie pod naporem ich radości i tropikalnej ulewy, która rozszaleje się dokładnie w kulminacyjnym momencie programu.

Zawzięta lala
Nie mogę zdradzić, kto wygra ani nawet kto przejdzie do drugiego etapu – żeby nie psuć widzom zabawy. Jednak niezależnie od wyniku, najwyrazistsze osobowości wśród zdobywców to Pszczoła i Danka – oboje z drużyny Białych. „Z Danki wszyscy się początkowo podśmiewali, że taka wymuskana, ma tipsy. A to bizneswoman, sama wychowuje córkę, mocno się przygotowała do zawodów. Zaimponowała mi” – opowiada Pawlikowska. Danka Żmidzińska z Bytomia o zakwalifikowaniu do programu dowiedziała się dzień przed 40 urodzinami. Zgłosiła się, bo zaczęła jej doskwierać codzienność. Po maturze dwa lata pracowała w Niemczech (knajpa, sprzątanie), wróciła do Polski, siedziała w okienku pocztowym. Urodziła córkę, oddała ją do żłobka („Nigdy nie mogłam liczyć na mężczyzn” – wyjaśnia), ale mała zaczęła chorować i Dankę zwolnili z pracy. „Zostałam bez środków do życia, ale to był akurat 89 rok, kupiłam stolik i zaczęłam sprzedawać ciuchy w Bytomiu, potem w Katowicach” – opowiada. Siedem lat temu przerzuciła się na hurtowy obrót srebrem: „Idę w życiu do przodu”. Kiedy wiedziała, że będzie w „Zdobywcach 2”, zaczęła ćwiczyć. Rano 10 km biegania, po południu 40 km na rowerze, a wieczorem siłownia albo basen. „W tym programie byłam tak szczęśliwa, jak nigdy przedtem. Poznałam tylu ludzi z pasją. Wiem, że mogę się we wszystkim przełamać. Teraz w każdej sytuacji mogę sobie powiedzieć: Dziewczyno, dasz radę” – cieszy się Danka. Zapewnia, że jeśli nawet nie wygra nagrody głównej, himalajskiej wyprawy, to kiedyś zrealizuje takie wyzwanie samodzielnie. „Wiedziałam, że ich zaskoczę. Myśleli, że taka lala, a ja zawzięta jestem. I przebojowa. Może dlatego nikt nie widzi, że ja też potrzebuję uczucia. A może nie ma już silnych mężczyzn dla przebojowych kobiet?” – kończy Danka.

Mogę wszystko!
O Pszczole opowiada wieczorem cała ekipa. Co zrobił, co powiedział, jak zareagował. Czysta spontaniczność i optymizm. Przemek Lipiecki ma 25 lat, mieszka we wsi Biała (blisko Piły). To 12 ulic, 1,2 tys. mieszkańców, pięć sklepów. Dyskoteki nie ma, bo po imprezach miejscowi walczyli na sztachety z chłopakami ze Stobna i Radolina, więc dyskotekę zamknęli. Kiedy skończył technikum rolnicze (z wyróżnieniem), zrobił sobie prezent: za oszczędzone sto złotych kupił trzy ule. „Gdzie to postawisz? Będą żądliły!” – narzekali rodzice. „Postawimy jak budę dla psa, przed domem. A pszczoły nie żądlą. Byle nie podchodzić do ula, kiedy pada. One są wtedy wściekłe, bo nie mogą pracować” – tłumaczył Przemek. Wiosną tego roku pisał pracę magisterską na szczecińskiej Akademii Rolniczej: „Wpływ nosema apis [choroba pszczół – przyp. aut.] na efekt zimowania matek w ulikach weselnych” i znalazł w internecie ogłoszenie o naborze do „Zdobywców 2”. „Jeśli nie teraz, to kiedy będzie czas na przygodę?” – pomyślał. Zapomniał nawet, że zawsze migał się od sportu, miał zwolnienie z wf. I udowodnił sobie: „Nie jestem kaleką. Będzie widać w telewizji, że jak Pszczoła pada i dać mu wody, to odżyje i wszystko może zrobić”.

Trudna nagroda
Ekipa mówi, że program to żywa reklama pracy zespołowej i pozytywnych emocji, które jednoczą ludzi. Czy jednak nie okaże się to mniej „telewizyjne” niż intrygi i wybuchy agresji w tradycyjnych reality shows? Ekipa wierzy jednak w „telewizję na tak”. Goczał tłumaczy różnicę między „Zdobywcami”, a „Wyprawą Robinson” TVN: „Tu jest pozytywna energia, wierzę w to. Spójrzcie, jedni przegrali, drudzy wygrali, a razem piją piwo”. A Wielicki wspomina o polsatowskich „Nieustraszonych”: „W innych programach nagrodą za zjedzenie sześciu robaków jest sto tysięcy złotych. A tu nagrodą za pokonanie wielkiego trudu jest kolejny trud. Warto zobaczyć ludzi, których taka nagroda skusiła”. Goczał: „Nieważne, czy na szczyt wejdzie cała piątka. To jak na prawdziwej wyprawie: jeśli wejdzie tylko jeden, to wszyscy będą się cieszyli”. Program „Zdobywcy 2” można oglądać w każdą sobotę o 12:00 w TVP1.

[Wojciech Staszewski, Gazeta.pl]

Poprzedni artykułNastępny artykuł