Wyprawa Robinson 2004

„Wyprawa Robinson” – odcinek 5

9 kobiet i 9 mężczyzn wyruszyło w daleką podróż, w nieznane. Wszyscy pochodzą z różnych regionów Polski, są przedstawicielami odmiennych zawodów, znajdują się w różnym wieku. Każdego z nich przywiodła ciekawość, chęć zobaczenia innego kawałka świata i pragnienie wygranej. Pozostawieni na malajskich wyspach, muszą zrobić wszystko, by przetrwać. 18 rozbitków, 55 dni, 100 tysięcy złotych i tylko jeden zwycięzca…

Dzień 10, 24 czerwca 2004

Dziesiąty dzień zastaje Gosię przebywającą nadal na wyspie Żółtych (zawodników z drużyny południowej). Powoli mija dwanaście godzin, które dostała od Huberta, jako czas na podjęcie decyzji o pozostaniu lub odejściu z programu. Gosia się waha. Czuje niechęć części grupy. Wie, że już ją wyeliminowali. Magda przekonuje przyjaciółkę, aby z nią została. Twierdzi, że to miłe, iż Hubert dał jej drugą szansę, a poza tym trzeba zrobić coś przeciwnego, niż chce reszta grupy. Stwierdza: „Zostań, będziemy razem walczyć przeciw Agnieszce”. Pozostali zawodnicy jedzą. Magda przychodzi najpierw do Agnieszki i Lidki i mówi, że Gosia postanowiła zostać. Aga wyraźnie jest niezadowolona, ale powstrzymuje się od komentarza. Chłopcy kwitują tę decyzję mówiąc, że Gosia powinna się w takim razie bardziej zaangażować w obowiązki na wyspie. Wszyscy przygotowują się do konkurencji.

Konkurencja o nagrodę rzeczową

Przed rozpoczęciem gry, Gosia mówi Hubertowi, że podjęła decyzję i zostaje na wyspie ze względu na Magdę. Zieloni (zawodnicy z drużyny północnej) teraz dowiadują się, że po Radzie Wyspy nie zmienił się skład drużyny przeciwników. Są zaskoczeni. Hubert pokazuje zawodnikom nagrodę. Do wygrania są dwie skrzynie niespodzianki. Żółci śmieją się znacząco. Oni już raz wygrali niespodziankę, która zmieniła bardzo dużo w ich życiu na wyspie. Jednak tym razem nie będzie zaskoczenia. Prowadzący otwiera obie skrzynie i oczom wygłodzonych Robinsonów ukazuje się spory zapas żywności: ryż, mąka, olej, przyprawy, konserwy oraz ogromna porcja spaghetti. Ponieważ bitwa morska przeznaczona jest dla trzech kobiet i trzech mężczyzn, Magda od razu rezygnuje z udziału i postanawia przypilnować skrzyń. U Zielonych w konkurencji nie bierze udziału Witold. Przed zawodnikami bitwa na worki z piaskiem. Pierwszą walkę mają stoczyć dziewczyny. Ustawiają się na dwóch wąskich kładkach zbudowanych naprzeciw siebie, nad powierzchnią wody. Na końcu każdej kładki przygotowany jest zapas 50 worków napełnionych piaskiem, każdy z nich waży trzy kilogramy. Na znak Huberta dziewczyny zaczynają się nimi obrzucać. Wygrywa ta grupa, która strąci wszystkich przeciwników do wody. Dziewczyny z drużyny północnej są osłabione, głodne, ale starają się rzucać jak najmocniej. Po chwili Agnieszce udaje się strącić Patrycję. Zapas worków szybko ląduje w wodzie, ale zawodnik, który spadł z kładki, może je wyławiać. Patrycja staje na wysokości zadania. Pomimo, że najsłabiej pływa, dzielnie nurkuje i wyciąga worki. Dziewczyny z drużyny południowej nie mają już worków, mogą więc jedynie chwytać te, którymi celują w nie Zielone. Gosia decyduje się zejść z kładki i również wyławiać worki. Jednak nurkowanie idzie jej gorzej niż Patrycji. Po obu stronach zostały po dwie zawodniczki. Celują, rzucają, ale coraz bardziej się męczą. Hubert przerywa walkę. Ogłasza remis, który przesądzony zostanie po rozgrywce chłopców. Teraz dziewczyny mogą odpocząć i kibicować męskiej połowie. Ta walka jest zażarta, uderzenia mocniejsze i już po chwili na kładkach zostaje tylko trzech zawodników. Marcin stracił równowagę, ale spadając jednym rzutem strącił Wincentego i Tomka z Zielonych. Po kolejnej wymianie ognia, Jarkowi udaje się trafić Kubę i u Żółtych pozostaje na kładce Igor. Jeszcze jeden cios i Igor zostaje bohaterem dnia. Jarek spada do wody i upragnione skrzynie trafiają do drużyny południowej. Żółci bardzo się cieszą. Od razu proponują Zielonym, że mogą im dać część jedzenia. Zieloni unoszą się honorem, jednak Kasia podchodzi do zwycięzców i otrzymuje od nich ryż i konserwę.

Po konkurencji Zieloni (zawodnicy z drużyny północnej) dyskutują o eliminacji. Tomek jest zły, ponieważ Gosia została w programie. Zieloni są zdania, że nie po to wygrali immunitet, aby drużyna południowa pozostała w tym samym składzie. Kasia mówi, że ich wygrane się nie liczą. Zawodnicy zgodnie stwierdzają, że w programie nie ma zasad. Są zdenerwowani. Wincenty zapędza wszystkich do roboty. Uważa, że na nerwy najlepsza jest praca. Tomek wycisza się rzeźbiąc totem. Tymczasem Żółci z minami zwycięzców zajadają się spaghetti. To prawdziwa uczta, jakiej nie kosztowali już od dawna. Ta wygrana poprawiła im humory. Żartują, opowiadają sobie po raz kolejny, kto kogo strącił i w jaki sposób. Chłopcy odtwarzają na plaży przebieg bitwy, pokazują jak rzucali workami, jak spadali przeciwnicy. Są wciąż podekscytowani. Gosia próbuje odzyskać kontakt z dziewczynami, jednak Aga nie chce przyjąć jej wyciągniętej ręki. Mówi, że nie da się już zacząć od nowa.

Zieloni gotują ryż. Witold nie chce jeść posiłku, który pochodzi od przeciwnej drużyny. Mężczyzna unosi się honorem. Pozostali przekonują Witolda, że musi mieć siłę do dalszej walki. Jarek mówi, że osobiście nie wziąłby ryżu, ale cieszy się, iż dziewczyny skorzystały z propozycji przeciwników. Kiedy wszyscy już zjedli, Witold nakłada sobie porcję ryżu i je go w samotności. Cała drużyna zbiera się przy ognisku. Są zawiedzeni kolejną przegraną i decyzją Huberta. Jarek uważa, że trzeba w ramach protestu spalić immunitet. Tomek przyznaje, że też o tym myślał, bo teraz symbol nietykalności jest tylko kawałkiem drewna. Zieloni głosują. Wszyscy są za spaleniem immunitetu, ale nikt nie podejmuje się tego zadania. W końcu Witold, chociaż niezbyt przekonany do tego pomysłu, wstaje i wrzuca immunitet do ognia krzycząc: „Gol!”. Zieloni odchodzą od ogniska, immunitet tli się w żarze. Drużyna ustawia wyrzeźbiony przez Tomka totem koło szałasu, wciąż powtarzając, że w programie nie ma już zasad.

Dzień 11, 25 czerwca 2004

Kolejnego dnia Żółtym przeszedł entuzjazm po wygranej. Dzień zaczyna się od kłótni, a dokładnie od problemu – kto powinien myć naczynia? Magda i Gosia przynoszą do stołu umyte muszelki– talerze i Magda zaczyna nakładać pozostałym zawodnikom ryż. Zwraca uwagę Marcinowi, że czasem i on mógłby pozmywać. Kuba włącza się do dyskusji pytając, czy według Magdy wszyscy mają zajmować się wszystkim? W zdenerwowaniu rzuca muszlami po stole. Magda wybucha. Gracze wypominają sobie drobnostki, sprawy błahe, a może jednak ważne dla nich w życiu na bezludnej wyspie. Rozzłoszczony Kuba mówi Magdzie, że będzie jadła tylko glony. „Uważaj jak do mnie mówisz! Jakbym miała takiego ojca, to bym się go wyparła” – odpowiada Magda. Kuba odchodzi od stołu. Marcin wraca do kwestii mycia naczyń. On robi tysiące innych rzeczy i nie wypomina tego Magdzie, a ona ma pretensje, że Marcin nie zmywa. Żółci życzą sobie ze złośliwością angażu do telenoweli. Magda i Gosia udają się na plażę. Magda płacze. Tłumaczy, że przyjechała na wakacje, a tu są tylko kłótnie. W spowiedniku Magda i Gosia obgadują Kubę. Kpią z jego aktorstwa, mówiąc, iż nadaje się do roli małpy. Uważają, że wszyscy zazdroszczą im przyjaźni i zaufania. Gosia stwierdza, że nie będzie się liczyć z pozostałymi zawodnikami.

Zieloni pozwalają sobie na chwilę odpoczynku. Tomek i Wincenty robią naszyjniki z muszli. Dochodzą do wniosku, że zrobili wszystko koło domu i mogą poświęcić czas na przyjemności. Wincenty nie wytrzymuje długo tej bezczynności i zabiera się do pożytecznej pracy. Robi sztućce, strzały, oszczepy. Patrycja chwali go mówiąc, że jest „złotą rączką”. Kasia zwierza się, że przy Wincentym czuje się pewnie, bezpiecznie, jest dla niej na wyspie jak ojciec. Drużyna spędza wieczór przy ognisku. Witold mówi, że w przyszłości chce zająć się polityką, marzy o stanowisku Prezydenta Zjednoczonej Europy. Agata chciałaby mieć pracę, która będzie sprawiać jej przyjemność, a na razie musi pracować tam, gdzie lepiej jej płacą. Wincenty marzy zaś o jachcie. Mówi do Agaty, iż jego marzenie jest prawdziwe, a ona powtarza teksty wyczytane z gazet. Agata wytyka góralowi, że ciągle ma o coś pretensje. Między obojgiem wisi w powietrzu ostra kłótnia. Witold zmienia temat rozmów na miłość. Kasia mówi, że pierwszą miłość pamięta się do końca życia i w jej przypadku tak właśnie jest. Komuś innemu można urodzić dzieci, za kogoś innego można wyjść za mąż, ale ta pierwsza miłość pozostaje. Chłopcy śmieją się z Kasi – myślą, że jeszcze nic w życiu nie przeżyła. Dziewczyna jest oburzona, ponieważ została zlekceważona ze względu na swój młody wiek.

Poprzedni artykułNastępny artykuł