9 kobiet i 9 mężczyzn wyruszyło w daleką podróż, w nieznane. Wszyscy pochodzą z różnych regionów Polski, są przedstawicielami odmiennych zawodów, znajdują się w różnym wieku. Każdego z nich przywiodła ciekawość, chęć zobaczenia innego kawałka świata i pragnienie wygranej. Pozostawieni na malajskich wyspach, muszą zrobić wszystko, by przetrwać. 18 rozbitków, 55 dni, 100 tysięcy złotych i tylko jeden zwycięzca…
Tydzień temu, w prologu programu, zawodnicy zostali podzieleni na dwie rywalizujące ze sobą drużyny i otrzymali zadanie polegające na jak najszybszym dopłynięciu do wyspy Rapang. Zwycięska grupa (drużyna żółtych) otrzymała skrzynię z jedzeniem, a przegrani (drużyna zielonych) musieli udać się na mniejszą wyspę o nazwie Tengah…
Dzień 1, 15 czerwca 2004
Żółci (zawodnicy z wyspy południowej), wśród których brakuje chorego Marka, są szczęśliwi i dumni z wygranej. Piękna plaża Rapang wzbudza ich zachwyt. Nie myślą jeszcze o tym, co będzie później, chcą zwiedzić swój nowy dom, szukają egzotyki, obudził się w nich instynkt odkrywcy. Ponieważ wygrali skrzynię z jedzeniem, czują się pewniej, napełnili żołądki. Na pierwszy ogień poszły jabłka, resztę zostawili na później. W dżungli znajdują kokosy i od razu postanawiają spróbować, jak smakują „takie prosto z drzewa”. Okazuje się, że rozłupanie tego przypominającego ogromny orzech owocu wymaga pewnej ręki i sporych zdolności. Kuba próbuje rozłupać skorupę siekierą i w końcu udaje mu się zrobić wąską szparę. Marcin pierwszy próbuje mleczka kokosowego. Powoli wszystkich zawodników ogarnia zmęczenie i opadają emocje, marzą o odpoczynku. Dopiero teraz zdają sobie sprawę, że skończyła się sielanka, a zaczyna „Wyprawa Robinson”. Nie ma łóżek, dachu nad głową, prysznica i ubikacji. Nie ma też najważniejszego – ognia.
Na wyspie Tengah, Zieloni szybko się zorganizowali i podzielili rolami. Przywództwo obejmują Wincenty i Jarek. Jednogłośnie podjęto decyzję o budowie schronienia i wszyscy zabrali się z zapałem do pracy. Mężczyźni gromadzą gałęzie, pnie i inne materiały, które udało się znaleźć dziewczynom i w wybranym wspólnie miejscu, na skraju dżungli, budują swój dom. Patrycja razem z mężczyznami dźwiga ciężkie belki i konary.
Żółci korzystają z uroków plaży, kąpią się, bawią w wodzie. Od przyjemności odrywa ich Agnieszka. Popędza wszystkich przypominając, że trzeba zbudować szałas, bowiem szybko zapadnie wieczór, zrobi się zupełnie ciemno i grupa zostanie bez dachu nad głową. Pozostali nie mogą się zdecydować gdzie, ani czy w ogóle jest sens budować. Łukasz zleca dziewczynom uprzątnięcie placu budowy. Agnieszka protestuje. Wynika ostra kłótnia między Łukaszem a Agnieszką, która częściowo przeradza się w walkę o przywództwo. Marcin, Łukasz i Igor idą szukać materiałów na budowę. Agnieszka uparcie chce pracować z mężczyznami, chociaż ci powiedzieli, że sami sobie dadzą radę. Magda, Gosia i Lidka sprzątają, chłopcy budują, ale zaraz pojawia się pierwsza krew na wyspie Rapang. Igorowi wbija się w dłoń haczyk na ryby. Zawodnicy zastanawiają się jak go wyjąć. W końcu Igor wyrywa haczyk z ręki. Dziewczyny chcą opatrzyć ranę, ale Igor powołuje się na „wypróbowany sposób każdego wędkarza”. Aby zdezynfekować ranę, obsikuje ją. Aga ponownie oferuje pomoc mężczyznom, lecz Marcin odmawia. Reszta dziewczyn przygotowuje kolację z arbuzów.
Zieloni zbudowali ładne i przemyślane schronienie. Wincenty narzekał trochę na brak organizacji i na pozostałych facetów, że „te chłopaki nic nie potrafią, nie wiedzą do czego służy nóż i siekiera”. Agata nie lubi Witolda, uważa go za błazna. Magda mówi, że Witold jest zabawny, ale nic nie robi. Uczestnicy układają się do snu w kokonach zrobionych z podwieszonych pod dachem moskitier. Witold wymyśla tekst hymnu Zielonych. Zapada zmrok.
Żółci wciąż się kłócą. Dom okazuje się za mały, jest w nim duszno. Zawodnicy z drużyny południowej spędzają pierwszą noc na plaży. Kładą się obok siebie na piasku. Pierwszy dzień kończy się awanturą. Agnieszka i Łukasz skaczą sobie do oczu i wytykają swoje zachowanie, brak zorganizowania, złą koordynację przy budowie schronienia.
Dzień 2, 16 czerwca 2004
Mężczyźni z drużyny żółtych zbierają i ścinają duże liście na pokrycie dachu. Agnieszce robi się niedobrze, coraz gorzej się czuje. Lidka opiekuje się chorą koleżanką, a reszta zajmuje się swoimi sprawami. Żółtym nie chce się budować latryny. Większość załatwia się w morzu. Grupa bezskutecznie próbuje rozpalić ogień. Na zmianę Łukasz, Igor i Marcin trą drewienkiem o deseczkę. Drewienko rozgrzewa się, parzy, ale upragnionej iskry nie ma.
Dzień 3, 17 czerwca 2004: walka o ogień