Wyprawa Robinson 2004

„Wyprawa Robinson” – odcinek 1

9 kobiet i 9 mężczyzn wyruszyło w daleką podróż, w nieznane. Wszyscy pochodzą z różnych regionów Polski, są przedstawicielami odmiennych zawodów, znajdują się w różnym wieku. Każdego z nich przywiodła ciekawość, chęć zobaczenia innego kawałka świata i pragnienie wygranej. Pozostawieni na malajskich wyspach, muszą zrobić wszystko, by przetrwać. 18 rozbitków, 55 dni, 100 tysięcy złotych i tylko jeden zwycięzca…

Tydzień temu, w prologu programu, zawodnicy zostali podzieleni na dwie rywalizujące ze sobą drużyny i otrzymali zadanie polegające na jak najszybszym dopłynięciu do wyspy Rapang. Zwycięska grupa (drużyna żółtych) otrzymała skrzynię z jedzeniem, a przegrani (drużyna zielonych) musieli udać się na mniejszą wyspę o nazwie Tengah…

Dzień 1, 15 czerwca 2004

Pożegnanie, ostatnie przyjacielskie uśmiechy i zostali sami. Zieloni (zawodnicy z wyspy północnej), pomimo przegranej oraz dopiero co przebytej przez dziewczyny choroby morskiej, wylądowali w optymistycznych nastrojach. Uważają, że nie jest tak źle, że sobie poradzą, a trudniejsze warunki pomogą im szybciej przystosować się do nowego miejsca. Od razu otwierają swoją skrzynię z ekwipunkiem. Oprócz apteczki i moskitier dostali także skromny zapas sucharów. Witold i Patrycja postanowili je policzyć i ustalić ile sucharów przypadnie na jedną osobę. Wychodzi im w sumie 119. Decydują, że każdy może zjeść 10, a reszta zostanie jako zapas na czarną godzinę. Patrycja, która wciąż czuje się winna przegranej, chce się zrehabilitować. Znajduje ukrytą w zaroślach siekierę, co od razu wprawia grupę w dobry nastrój.

Żółci (zawodnicy z wyspy południowej), wśród których brakuje chorego Marka, są szczęśliwi i dumni z wygranej. Piękna plaża Rapang wzbudza ich zachwyt. Nie myślą jeszcze o tym, co będzie później, chcą zwiedzić swój nowy dom, szukają egzotyki, obudził się w nich instynkt odkrywcy. Ponieważ wygrali skrzynię z jedzeniem, czują się pewniej, napełnili żołądki. Na pierwszy ogień poszły jabłka, resztę zostawili na później. W dżungli znajdują kokosy i od razu postanawiają spróbować, jak smakują „takie prosto z drzewa”. Okazuje się, że rozłupanie tego przypominającego ogromny orzech owocu wymaga pewnej ręki i sporych zdolności. Kuba próbuje rozłupać skorupę siekierą i w końcu udaje mu się zrobić wąską szparę. Marcin pierwszy próbuje mleczka kokosowego. Powoli wszystkich zawodników ogarnia zmęczenie i opadają emocje, marzą o odpoczynku. Dopiero teraz zdają sobie sprawę, że skończyła się sielanka, a zaczyna „Wyprawa Robinson”. Nie ma łóżek, dachu nad głową, prysznica i ubikacji. Nie ma też najważniejszego – ognia.

Na wyspie Tengah, Zieloni szybko się zorganizowali i podzielili rolami. Przywództwo obejmują Wincenty i Jarek. Jednogłośnie podjęto decyzję o budowie schronienia i wszyscy zabrali się z zapałem do pracy. Mężczyźni gromadzą gałęzie, pnie i inne materiały, które udało się znaleźć dziewczynom i w wybranym wspólnie miejscu, na skraju dżungli, budują swój dom. Patrycja razem z mężczyznami dźwiga ciężkie belki i konary.

Żółci korzystają z uroków plaży, kąpią się, bawią w wodzie. Od przyjemności odrywa ich Agnieszka. Popędza wszystkich przypominając, że trzeba zbudować szałas, bowiem szybko zapadnie wieczór, zrobi się zupełnie ciemno i grupa zostanie bez dachu nad głową. Pozostali nie mogą się zdecydować gdzie, ani czy w ogóle jest sens budować. Łukasz zleca dziewczynom uprzątnięcie placu budowy. Agnieszka protestuje. Wynika ostra kłótnia między Łukaszem a Agnieszką, która częściowo przeradza się w walkę o przywództwo. Marcin, Łukasz i Igor idą szukać materiałów na budowę. Agnieszka uparcie chce pracować z mężczyznami, chociaż ci powiedzieli, że sami sobie dadzą radę. Magda, Gosia i Lidka sprzątają, chłopcy budują, ale zaraz pojawia się pierwsza krew na wyspie Rapang. Igorowi wbija się w dłoń haczyk na ryby. Zawodnicy zastanawiają się jak go wyjąć. W końcu Igor wyrywa haczyk z ręki. Dziewczyny chcą opatrzyć ranę, ale Igor powołuje się na „wypróbowany sposób każdego wędkarza”. Aby zdezynfekować ranę, obsikuje ją. Aga ponownie oferuje pomoc mężczyznom, lecz Marcin odmawia. Reszta dziewczyn przygotowuje kolację z arbuzów.

Zieloni zbudowali ładne i przemyślane schronienie. Wincenty narzekał trochę na brak organizacji i na pozostałych facetów, że „te chłopaki nic nie potrafią, nie wiedzą do czego służy nóż i siekiera”. Agata nie lubi Witolda, uważa go za błazna. Magda mówi, że Witold jest zabawny, ale nic nie robi. Uczestnicy układają się do snu w kokonach zrobionych z podwieszonych pod dachem moskitier. Witold wymyśla tekst hymnu Zielonych. Zapada zmrok.

Żółci wciąż się kłócą. Dom okazuje się za mały, jest w nim duszno. Zawodnicy z drużyny południowej spędzają pierwszą noc na plaży. Kładą się obok siebie na piasku. Pierwszy dzień kończy się awanturą. Agnieszka i Łukasz skaczą sobie do oczu i wytykają swoje zachowanie, brak zorganizowania, złą koordynację przy budowie schronienia.

Dzień 2, 16 czerwca 2004

Zaczyna się drugi dzień na wyspach. Zieloni bezustannie ulepszają obozowisko. Zrobili suszarkę. Jarek i Witold budują ubikację. Kasia przynosi im ogromne muszle do kopania dołu. Zieloni rozpoczynają próby rozpalenia ognia. Wszyscy pomagają, a dziewczyny robią parawan z sari, aby osłonić stanowisko mężczyzn od wiatru. Niestety, pozyskanie ognia nie udaje się.

Mężczyźni z drużyny żółtych zbierają i ścinają duże liście na pokrycie dachu. Agnieszce robi się niedobrze, coraz gorzej się czuje. Lidka opiekuje się chorą koleżanką, a reszta zajmuje się swoimi sprawami. Żółtym nie chce się budować latryny. Większość załatwia się w morzu. Grupa bezskutecznie próbuje rozpalić ogień. Na zmianę Łukasz, Igor i Marcin trą drewienkiem o deseczkę. Drewienko rozgrzewa się, parzy, ale upragnionej iskry nie ma.

Dzień 3, 17 czerwca 2004: walka o ogień

Zielonych budzi głód. Witold rozbija kokosa. Zawodnicy jedzą, ale już wszyscy mają dość tego owocu. To jedyne pożywienie jakie mają. Drużyna musi nabrać sił przed konkurencją, w wygraniu której pokłada całą nadzieję. W rywalizacji nagrodą jest krzesiwo. Hubert decyduje, że z drużyny północnej, w której jest dziewięć osób, jedna nie weźmie udziału w grze. Zieloni rezygnują z pomocy Małgosi. Konkurencja jest dwu-etapowa. Najpierw ośmioosobowe drużyny, połączone łańcuchem, pokonują tor przeszkód. Muszą przejść przez rów z wodą i zanurzyć się pod belką, dalej czeka ich krótki labirynt, wejście do studni, tunel, równoważnia, drabina i na koniec druga, długa równoważnia. Należy przejść przez nią w taki sposób, aby żadna osoba z grupy nie dotknęła stopą ziemi. Po kilku nieudanych próbach, pierwsi przez równoważnię przeszkodę Żółci i to oni wygrywają pierwszy etap. Hubert zaprasza ich do stołu, pokazuje potrawy, które będą musieli zjeść. Jeżeli chociaż jedna osoba nie zje swojej porcji, cała grupa przegra i ogień otrzymają Zieloni. Gosia jadła prażonego karalucha, Lidka suszoną żabę, Magda trzmiela, Agnieszka suszoną stonogę, Igor suszonego węża, a Łukasz – prażonego trzmiela. Najgorzej ma Marcin – z trudem udaje mu się zjeść obrzydliwe w smaku jajko, prażone w popiele. Drugi etap ze spokojem kończy Kuba, który zjada bardzo śmierdzący owoc– durian. Zawodnicy z drużyny południowej wygrywają całą konkurencję. Hubert przekazuje im krzesiwo. Po powrocie na wyspę, Żółci rozpoczynają ceremonię rozpalania ognia. Po kilku nieudanych próbach Łukasza, który pociera krzesiwem, do akcji włącza się Kuba. Gra na bębnie, żeby zakląć ogień. Na plaży Rapang wieczór kończy się tańcami przy ognisku. Marcin wykonuje pokaz capoiery dla swojej drużyny.

Poprzedni artykułNastępny artykuł