Idol 3

Monika Brodka: „Nie będę bezrobotnym Idolem”

Wygrała Idola i co dalej? Zrobi karierę czy przepadnie? Czy nie jest za młoda na pułapki show-biznesu? Te pytania zadają sobie nie tylko ci, którzy głosowali na zwycięstwo Moniki w programie. Ona sama szuka na nie odpowiedzi.

I ma coraz więcej wątpliwości. „Twardorzeczka? Nie ma takiej miejscowości” – dziwi się taksówkarz, spoglądając na mapę. „My do tej z Idola” – podpowiadamy. „A, do Brodki” – rozpromienia się. „To już wiem. Dobrze, że mam napęd na cztery koła, bo inaczej nigdy byśmy się nie przebili przez te zaspy” – mówi taksówkarz.

Chociaż to tylko kilkanaście kilometrów od Żywca, podróż zajmuje nam ponad godzinę. Dumny napis „Twardorzeczka” oznacza dwie krzyżujące się drogi i kilkanaście rozrzuconych domów przykrytych grubym kożuchem śniegu. Nie ma tu drewnianych chałup. Wieś bardziej przypomina podwarszawską dzielnicę willową. „To chyba koniec świata. Tu nawet bociany startują pionowo” – drapie się w głowę nasz kierowca. Pełny makijaż, seksowny strój, a na głowie turban z ręcznika. Drzwi otwiera nam kopia Erykah Badu. Monika próbuje upodobnić się do swojej idolki, której piosenka przyniosła jej zwycięstwo w programie. „Co, spodziewaliście się góralskiego surduta i wełnianego swetra?” – śmieje się na powitanie. „Born to be wild” – ten buntowniczy napis zdobi drzwi do jej pokoju. Tak mieszka większość nastolatek. Na łóżku kolorowa pościel w gwiazdki. Obok pokaźny zestaw płyt z czarną muzyką, na parapecie najnowszy model komórki, komputer (internet u państwa Brodków jest już od 8 lat). Przy łóżku sterta pluszaków. „To prezenty od fanów” – mówi. „A dorosłe prezenty?” – pytam. „Raz tylko dostałam piękny bukiet kwiatów od Jana Machulskiego, który widział mnie na przedstawieniu w Żywcu” – wspomina 16-letnia idolka, przecierając zaparowane szyby, za którymi hula śnieżyca. „Budzę się każdego ranka i truchleję” – szepcze Monika zapytana, co dalej z jej karierą. „Tu chodzi o moją przyszłość. Na pewno nie będę pop-laleczką. Chcę zostać sobą, śpiewać czarną muzykę. Boję się, że podpiszę zły kontrakt, że spalę się, zanim zrobię coś ważnego” – mówi. Na razie dostała dwie propozycje. Obie niedobre. Owszem, zainteresował się nią jeden z bardziej znanych polskich producentów. Problem w tym, że pod jego skrzydłami karierę zrobiły głównie sezonowe gwiazdki disco polo oraz artyści, o których nikt już dziś nie pamięta. Monika nie chce podzielić ich losu – zabłysnąć i zgasnąć. Druga oferta nie gwarantuje jej z kolei mieszkania w Warszawie ani dostępu do szkoły. A ona przecież musi zdać maturę. Codziennie bije się z myślami. Dopiero teraz, kiedy Idol się skończył, uświadomiła sobie, jak ciężką drogę wybrała. „Chciałabym, żeby płyta nazywała się Black” – wzdycha. „Bo to będzie czarna muza. Muszę znaleźć właściwych ludzi, a nie znam tego środowiska zbyt dobrze. Boję się, że zostanę wykorzystana” – martwi się. „Idę na emeryturę dla córki” – mówi Krystyna Brodka. Mama Moniki w całości podporządkowała swoje życie Idolowi. „Pomogę jej” – deklaruje. „W końcu jestem ojcem i matką. Chcę jej doglądać, jak zostanie w Warszawie. Ufam jej, ale to za mało. To miejsce potrafi zepsuć. Boję się ludzi, którzy będą chcieli wykorzystać popularność Moniki i załatwić przy niej własne interesy” – zasępia się nad filiżanką herbaty. „To jednak jeszcze dziecko. Ona nawet ma jeszcze mleczny ząb” – śmieje się. „Za wiele w życiu pracowała, ćwiczyła po kilka godzin dziennie, grała na skrzypcach, śpiewała, występowała z zespołem ludowym, żeby teraz ponieść porażkę. Rogata jest i niesforna” – mówi pani Krystyna o córce. „Jak jej coś nie pasuje, zaraz krzyczy. Pamiętam, kiedyś w kościele siedziałyśmy w pierwszym rzędzie. Pod koniec mszy ksiądz myje kielich, totalna cisza. A Monika na cały głos: 'Myj, myj już te garki, ja chcę iść do domu’. Łobuz z niej, ale zawsze się świetnie uczyła. Same świadectwa z czerwonym paskiem! Monika chodziła jednocześnie do szkoły podstawowej i muzycznej. Kiedy inne dzieci bawiły się na podwórku, ona ćwiczyła w domu na skrzypcach. Inni może na to dziwnie patrzyli, ale u nas wszyscy w rodzinie mają wykształcenie muzyczne” – kwituje pani Krystyna. „Musieliśmy głośno walić w drzwi, żeby wejść do domu. Czasami moja siostra tak głośno śpiewała, że nie słyszała dzwonka. Doprowadzała mnie tym do szału!” – mówi brat Moniki, Przemek, z wykształcenia informatyk. „Ja ją cały czas odwodziłam od śpiewania” – wspomina pani Brodka. „Jak mnie ciągnęła na casting, to ja mówiłam: Zapomnij, w domu zostajemy. Pójdziesz na medycynę, na prawo, na stomatologię” – dodaje. „Tak, woleliście, żebym robiła implanty gwiazdom” – wtrąca się Monika. „Nieraz siedziałyśmy przed telewizorem, a córka namawiała: 'Mama, zobacz, casting w Katowicach’, a ja na to: No, córcia, przecież cię do Katowic nie powiozę. Może jak będziesz starsza, to sama pojedziesz” – mówi pani Krystyna. Ostatniego lata obie opalały się w ogrodzie. Monika siedziała na czereśni i jadła owoce. Nagle dostała od koleżanki SMS, że w Żywcu organizują casting do Idola. „Wtedy się poddałam. To było jej pisane. Ani się obejrzeliśmy, a już trafiła do finałowej dziesiątki. Cała rodzina wysyłała SMSy” – wzdycha pani Brodkowa. Głosowała nawet 90-letnia babcia Moniki. „Nie mam komórki, ale po każdym koncercie dzwoniłam pięć razy. Tak się denerwowałam, że przed programem zażywałam nitroglicerynę, bo mam chore serce. Ale kto by liczył na taki sukces? Nawet znajoma wróżka tego nie przewidziała” – mówi krzepka staruszka. „Szczęka opadła mi całkiem z zachwytu, kiedy ją pierwszy raz zobaczyłem na scenie, z kapelą ludową” – ekscytuje się pan Bolek, nauczyciel historii w szkole Moniki i przyjaciel rodziny. „Dla niej istnieje tylko jedna droga. Droga do gwiazd” – śmieje się. Monika nie przyznaje się do tego, że wygrana w „Idolu” jest dla niej ważna z jeszcze jednego powodu. Osiągnęła sukces bez pomocy ojca. Najważniejszego jak dotąd mężczyzny w jej życiu, który dwa lata temu bardzo ją zawiódł. Po 23 latach odszedł od rodziny. Jego córka niechętnie o tym mówi. „Jak mnie opuścił, przestałam wierzyć w Boga. Jednak to, że wygrałam Idola, to palec boży” – wspomina. Pan Brodka był ważną postacią w życiu Moniki. Zaraził ją muzyką. Był dla niej autorytetem. Teraz Monika przestała nazywać go tatą. „Oni hardzi są oboje. Monika udawała, że jej to odejście nie obeszło. Nie chciała o tym rozmawiać. Nawet na Wigilię nie chciała go widzieć. Teraz jest już lepiej. Odbiera od niego telefony. Coraz częściej się widują. Ojciec przyjeżdża z nią nawet do Warszawy. Ale pełnej komitywy nie ma” – mówi pani Krystyna. Monika przestała chodzić do szkoły. Zaległości w nauce nadrabia w domu. W nowym semestrze czeka ją wielka próba. „Przeniosę się chyba do liceum w Warszawie i tam zamieszkam. Nie wiem jednak, czy jestem na to gotowa” – waha się. „Nie wiem, czy nie będę chciała wrócić do Twardorzeczki. Tu zawsze będzie mój azyl. Za moim oknem jest oaza spokoju, nawet nudy. Jak poruszy się listek, to jest wydarzenie” – mówi. Wygrana w „Idolu” zmieniła Monikę nie tylko psychicznie. „Schudłam 5 kilogramów. No i stałam się osobą publiczną. W Twardorzeczce tego nie odczuwam. Przed Idolem całe dnie spędzałam w szkole, wracałam wieczorem. Pewnie wszyscy mieszkańcy w miasteczku mnie kojarzą, ale ja znam niewielu z nich” – mówi Monika. W liceum w Żywcu po zwycięstwie Moniki zapanowała radość, jednak niektóre koleżanki wyrażają się o idolce sarkastycznie. „Ona zawsze miała się za gwiazdę. Teraz to pewnie nawet cześć nie powie” – mówi pulchna blondynka. Tylko chłopcy są jednogłośnie zachwyceni Moniką. „Nic dziwnego, ona zawsze wolała męskie towarzystwo” – mówi pani Krystyna. „Ale ręczę państwu, że Monika jest dziewczyną, która chłopca jeszcze nie miała. Ma zasady. Jest jeszcze za młoda na poważne relacje” – dodaje z powagą. „Nooo, był pewien starszy ode mnie chłopak. Spotykaliśmy się przez jakiś czas, ale to była miłość platoniczna. Tak zwany związek problematyczny. On był zajęty. Zresztą miłość jest teraz na drugim planie. Nawet nie piszę o niej piosenek. To byłoby paradoksalne w moim wieku” – wyznaje Monika z ociąganiem. Monika zamiast marzyć o facetach, myśli o karierze. Obie decyzje – pozostania w Twardorzeczce lub przeprowadzki do Warszawy – nie są dla niej dobre. „Konflikt racji jak w tragedii antycznej” – śmieje się pani Krystyna, z zawodu polonistka. „Jeśli tu zostanę, świat o mnie zapomni. Z kolei Warszawa to centrum show-biznesu, w którym na razie czuję się samotna i zagubiona. Nie wiem, na kim polegać” – mówi Monika. Mimo rozterek nie zamierza się poddawać. „Takie pięć minut w życiu zdarza się tylko raz. I ja to wykorzystam. Nie zależy mi, żeby cała Polska przychodziła na moje koncerty. Ja chcę nieść radość. Udowodnię, że zwycięstwo w tym programie coś znaczy. Nie będę kolejnym bezrobotnym idolem” – mówi stanowczo.

[Marta Bednarska, Marcin Prokop, Gala]

Poprzedni artykułNastępny artykuł