Big Brother 2

Rozmowa z Wojtkiem Witczakiem

Rozmowa z Wojtkiem Witczakiem, uczestnikiem drugiej edycji „Big Brother”. Byłego mieszkańca Domu Wielkiego Brata spotkaliśmy na przybodzińskiej plaży.

-Co robisz w Przybrodzinie?
-Przyjechałem do znajomych. Ale nie tylko dlatego tutaj jestem. Po pierwsze bardzo lubię tę plażę, ponieważ panuje fajna atmosfera, a po drugie z Gniezna, gdzie mieszkam, nie mam daleko. Jest to doskonałe miejsce do odpoczynku. Bardzo często tu przyjeżdżam. Oczywiście, gdy tylko czas mi na to pozwala.

-Minęło już kilka miesięcy od momentu, gdy opuściłeś Dom Wielkiego Brata. Jak teraz z tej perspektywy czasu oceniasz swój pobyt?
-Kiedy wyszedłem z Domu Big Brother, nie chciałem o nim w ogóle mówić. Byłem po prostu zmęczony tym wszystkim. Teraz zupełnie inaczej patrzę na program. Nie żałuję, że wziąłem udział w drugiej edycji. Wchodząc do domu „Big Brother” nie liczyłem na wiele. Oczywiście, mile mnie zaskoczyło wszystko, co się dzieje po wyjściu.

-Czy masz żal do telewidzów, że zająłeś trzecie miejsce?
-Na pewno nie. Cieszę się, że dane mi było zostać do samego końca programu. Wiadomo, że miło byłoby wygrać, bo nagroda była niemała, ale nie ma co się z tego powodu załamywać. Wielu twierdzi, że Marzena wygrała pieniądze, a ja popularność. Absolutnie nie mam do nikogo pretensji o to, że zająłem trzecią pozycję. Według mnie to też wielki sukces.

-Czy widzowie TVN będą mogli zobaczyć Cię jeszcze na ekranie?
-Mam nadzieję, że tak. Jakiś czas temu mogli mnie oglądać w telezakupach. Staram się być widoczny w mediach. Trzeba wykorzystać szansę, którą dał mi „Big Brother”. Jak na razie w szufladzie leży mój program, którego roboczy tytuł brzmi „Metamorfozy”. Możliwe, że ukaże się po wakacjach. Oczywiście, żeby mógł zaistnieć na ekranie, trzeba znaleźć sponsorów.

-Jak rodzina reaguje na Twoją popularność?
-Bardzo pozytywnie, jednak czasem wszyscy chcielibyśmy trochę odpocząć. Teraz tylko poza granicami Polski mogę swobodnie chodzić po ulicach. Nie powiem, bo jest to miłe, ale czasem potrzebna jest odrobina spokoju. Moja żona nie chce już ze mną jeździć nad nasze morze. Co chwilę ktoś chce autograf lub prosi o zdjęcie. Są to jednak tylko drobiazgi. Ogólnie cieszy się z tego, że program przyniósł mi tyle radości.

-Czy utrzymujesz kontakt z mieszkańcami drugiej edycji?
-Jak najbardziej. W tym roku zorganizowałem w moim domu walentynkowe przyjęcie dla wszystkich mieszkańców. Chciałbym, żeby ta impreza stała się cykliczna, żebyśmy każde Walentynki mogli spędzać razem. Najczęściej jednak utrzymujemy kontakt telefoniczny. Jesteśmy z różnych stron Polski, więc nasze spotkania są trochę ograniczone.

-Czy nie żałujesz, że wziąłeś udział dopiero w drugiej edycji „Big Brother”?
—Absolutnie nie. Poznałem fantastycznych ludzi, przeżyłem niezapomniane chwile. Druga edycja „Big Brother” nie była może już tak popularna, jak pierwsza, ale nadal spotykam się z dowodami sympatii ze strony telewidzów, którzy oglądali program. Mam wielki sentyment do „Big Brother”. Nawet nie wyobrażam sobie, że mógłbym wziąć udział w pierwszej, czy trzeciej części.

-W Polsce jest wielu miłośników „Big Brother”. Czy więc otrzymujecie jakieś propozycje spotkań z fanami?
-Najczęściej są to spotkania organizowane przez dyskoteki i kluby. Staramy się w miarę możliwości korzystać z zaproszeń. Jest to dowód na to, że komuś podobało się to, co robiliśmy w programie. Wtedy czujemy, że udział w „Big Brother” był czymś wyjątkowym. Teraz czekam na zaproszenie z Konina! Na pewno skorzystam.

[Przegląd koniński]

Poprzedni artykułNastępny artykuł