Big Brother 2

Irek: „To Wielki Brat oszalał!”

Ekscentryczny Irek został bohaterem wydarzenia, jakiego nie było w historii „Big Brothera” na świecie.

”Złamał regulamin i został usunięty z Domu Wielkiego Brata” – poinformowano w specjalnym oświadczeniu telewizji TVN. Gazety zaczęły prześcigać się w domysłach na temat prawdziwego przebiegu wypadków. Prasa się rozpisywała, że Irek w ataku szału chwycił nóż kuchenny i groził współmieszkańcom. Potem wdrapał się na dach, skąd siłą został ściągnięty. – O tym, że dzieje się z mężem coś niedobrego, zostałam poinformowana przez ekipę programu – mówi Ewa Grzegorczyk, żona Irka. Jest zaskoczona sensacjami, które przeczytała w gazetach. – Tata Irka dokładnie widział zajście na monitorze. Irek odkręcił mikrofony, próbował zdemontować kamerę i rozsypał mąkę w kuchni. Potem do środka wszedł psycholog, który porozmawiał z Irkiem i nakłonił go do wyjścia.

Za bardzo chciał wygrać
Główny bohater tej historii twierdzi, że nie chce nic pamiętać z tego, co się wydarzyło krytycznego dnia. – Wiem, że trochę narozrabiałem i musiałem odejść – mówi. Po wyjeździe z Sękocina, Irek przebywał przez dwa dni na obserwacji w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach, po czym został wypisany do domu. Czy Wielki Brat doprowadził go do szaleństwa? – No pewnie! Szaleńczo tęskniłem za Ewą i dzieciakami. Szaleńczo chciałem wygrać ten program. Za dużo było tych emocji. A Wielki Brat ciągle coś wymyślał, nakręcał atmosferę. To on oszalał, a nie ja. Ja jestem tylko z innej planety – twierdzi. – Teraz lekarze zalecili mi spokój. Na szczęście przez cały czas jest przy mnie żona. Ewa jest najlepszym lekarstwem.

Irek twierdzi, że długo przed załamaniem czuł się źle
-Na początku wszystko było OK. Z czasem jednak zaczęło mi brakować bliskich. Marzyłem, by wreszcie pójść z nimi do lasu, popatrzeć na drzewa, posłuchać śpiewu ptaków. Kiedy po wyjściu z Domu Wielkiego Brata wybrałem się na spacer do parku, zachwycałem się każdym kolorowym liściem. Miałem ochotę położyć się na ziemi i patrzeć w niebo.

Naprawdę lubiłem Bogusię
Wielu widzów zaskoczyły spekulacje, że powodem załamania się Irka było odejście Bogusi Adamczyk. Najstarsza mieszkanka Domu w Sękocinie publicznie przyznawała się do swojej niechęci wobec Irka. Oboje zresztą nie szczędzili sobie złośliwości. – Tak naprawdę lubiłem Bogusię. Jej towarzystwo działało na mnie uspokajająco. Ona ma w sobie coś matczynego, to taka Bogusia – Mamusia – mówi o niej Irek. Jego żona uważa jednak, że odejście Bogusi było jedynie kroplą, która przepełniła czarę goryczy. – Mąż za bardzo przejął się udziałem w programie. Cały czas myślał, w jaki sposób zwrócić na siebie uwagę widzów. Starał się ciągle stwarzać nowe sytuacje, by ludzie chcieli go oglądać. W końcu taka była jego rola – tłumaczy Ewa.

Potrzebowaliśmy pieniędzy
Ewa twierdzi, że kiedy Irek podejmuje się czegoś, daje z siebie wszystko. – Widzowie albo go lubili, albo nie znosili. Nikt jednak nie pozostawał wobec niego obojętny – mówi. – Być może, gdyby przez cały czas wałkonił się na kanapie, nie budziłby takich kontrowersji, nie załamałby się i miałby szansę wygrać program. Wszyscy mieszkańcy Koła, rodzinnej wsi Irka, położonej kilkadziesiąt kilometrów od Zielonej Góry, oglądali byłego sołtysa w „Big Brotherze”. Irek Grzegorczyk jest w swoim środowisku bardzo lubiany. Przez dwa i pół roku sołtysowania dał się tam poznać jako społecznik. Dzięki jego wysiłkowi m.in. wyremontowano wiejską świetlicę dla młodzieży. Wszyscy pamiętają też, że sołtys Grzegorczyk nigdy nikomu nie odmówił pomocy. – To jego zaangażowanie odbijało się, niestety, na naszej rodzinie. Irek miał coraz mniej czasu dla mnie oraz naszych synów. Po dwóch i pół roku zrezygnował z tego urzędu. Musiał skoncentrować się na zarabianiu pieniędzy – wspomina Ewa. Irek szczerze przyznaje, że powodem jego uczestnictwa w programie były kłopoty finansowe. – Potrzebujemy pieniędzy. Mamy do spłacenia długi – wyjaśnia. – Liczyłem, że uda mi się zrobić taką karierę jak uczestnikom pierwszej edycji „Big Brothera”. Oni występują teraz w telewizji, grają w reklamach, zarabiają duże pieniądze. Chciałem zdobyć popularność, dzięki której dostałbym jakieś ciekawe propozycje. Zrobiłem to dla Wojtusia, Maćka i Ewy.

Mimo wszystko nie żałuję
Synowie Irka uwielbiali oglądać go w telewizji. Zwariowane pomysły taty bawiły ich do łez. Widząc go codziennie, łatwiej znosili rozłąkę. – Tęskniłem za nimi. Szczególnie w dniu rozpoczęcia roku szkolnego – wspomina. – Czułem wtedy, że powinienem być z nimi. Wspierać, pomagać… Irek nie żałuje tego, co się stało. Nie wie jeszcze, jak będzie wyglądała przyszłość jego rodziny. Nie miał czasu się nad nią zastanowić. – Na razie odpoczywam – mówi. – Kto wie, co się jeszcze może w moim życiu wydarzyć.

Andrzej Sołtysik, gospodarz programu, rzecznik TVN
-Irek był bardzo barwną postacią. Nie krył, że zależy mu na tym, by wygrać. Dlatego starał się być przez cały czas bardzo kreatywny. Kładł się spać nad ranem i wcześnie wstawał. Był to dla niego wielki wysiłek fizyczny i psychiczny. Do tego wszystkiego doszedł jeszcze stres związany z nominacjami. Losy jego dalszego udziału ważyły się praktycznie co tydzień. To wszystko po prostu go przemęczyło. To, co się stało z Irkiem powinno być ostrzeżeniem dla następnych kandydatów do programu „Big Brother”. Można sobie nie poradzić z emocjami.

Ta zabawa jest niebezpieczna – opinia psychologa
Nie da się wykluczyć, że nawet przy najbardziej wnikliwych badaniach, pewne predyspozycje psychiczne kandydatów do udziału w programie mogą nie zostać ujawnione. Głębokie pragnienia, kompleksy, rozchwianie emocjonalne mogą znaleźć upust w trakcie programu. Pewnych reakcji ludzi nie da się przewidzieć. Człowiek przebywający długi czas na ograniczonej przestrzeni i pozbawiony intymności, może tego psychicznie nie wytrzymać. Tak właśnie stało się z Irkiem Grzegorczykiem.

[Tina]

Poprzedni artykułNastępny artykuł