O swoim kolejnym spotkaniu z Cejrowskim „Frytka” rozpowiadała w czerwcu w „Super Expressie”. Stwierdziła wówczas, iż tym razem to ona go dopadła. „W jednym z telewizyjnych wywiadów nazwał mnie 'sprzedajną portową dziwką’. Teraz to ja go dopadłam i tym razem to ja zadawałam pytania. Spotkaliśmy się przez przypadek na jednej z imprez, na której pan Cejrowski chałturzył. Podeszłam do niego z mikrofonem. Był bardzo zaskoczony, a ja miałam satysfakcję, że mogłam mu utrzeć nosa. Najśmieszniejsze jest to, że na początku w ogóle mnie nie poznał” – opowiadała Frykowska.
„Miałam dziką satysfakcję, że pan Cejrowski tłumaczył się głupawo do kamery. Gada, gada i nagle spojrzał na mnie uważniej i pyta: 'Czy my się znany?’. 'Oczywiście, że się znamy. Jestem Agnieszka Frykowska, panie Wojciechu’ – przedstawiłam się. Zbaraniał, a po chwili zrobiła się chryja, zbiegli się organizatorzy” – relacjonowała. „Byłam miła, kulturalna, a moje ostanie pytanie było takie: 'Nazwał mnie pan sprzedajną, portową dziwką. Jak pan się czuje, prowadząc taką chałturę?’. Nie odpowiedział. Temat się nagle skończył, a on dukał, że musi już iść” – przechwalała się „Frytka”. „Czułam się jak rasowy reporter na interwencji. Powiem nieskromnie: miałam satysfakcję!” – dodała jeszcze.