-Jakie wrażenia po powrocie z Turcji?
-Poszczęściło mi się i zostałam zakwalifikowana do finałowej 40 modelek z całego świata, co jest ogromnym sukcesem, bowiem kandydowało ponad trzy tysiące dziewcząt. Nerwy, męczarnia, mało snu, czyli wszystko, co się z tym zawodem wiąże. Ale profesjonalistki mają odporność we krwi, więc choćbym padała na twarz, to idę do przodu. To w trakcie konkursu, bo potem to tylko euforia. Jestem ogromnie szczęśliwa z tego tytułu i kolejnej szarfy, która zawiśnie w moim mieszkaniu. Jestem szczęśliwa, bo ten tytuł, to jak tytuł profesorski, przepustka do ekstraklasy.
-Czuła Pani, że zajdzie na sam szczyt?
-Gdy wkroczyłam na terytorium, to się rozejrzałam, żeby wybrać najgroźniejsze konkurentki. Od razu uznałam, że jestem najlepsza, ale dwie dziewczyny uznałam za stosowne mieć na oku, jednak myliłam się, odpadły w przedbiegach. Sporo jednak wyniosłam z tego konkursu. Podpatrzyłam wiele stylów chodzenia, różne podejścia do pracy itp. Wyjść było sporo: bez makijażu, z makijażem, w kostiumach, dresach, eleganckich sukniach i strojach plażowych – jedno i dwuczęściowych. Kiedy w kulminacyjnym momencie ogłaszania werdyktu usłyszałam: Polska, to aż mi się serce ścisnęło i łzy zakręciły w oczach. Zrozumiałam, co czują nasi sportowcy zdobywający medale na mistrzostwach i olimpiadach. To niezwykła uczucie, trudne do wyrażenia.
-Co teraz?
-Wywiady w magazynach, program w telewizji, cała akcja promocyjna przygotowana przez moją agencję, a potem, pod koniec stycznia, wyjeżdżam do Paryża, bo tam zaczynają się castingi, potem są katalogi, Mediolan, Londyn… Ta maszyneria jak ruszy, to już się kręci. Aha. Uchylę rąbka tajemnicy: w lutym moje zdjęcia ukażą się w „CKM-ie”. Na kilku stronach. Mam nadzieję, że się spodobają.
[Linia.com.pl]