Bar 3: Bez Granic, Bar 4: Złoto dla Zuchwałych, Gladiatorzy

Rozmowa z Magdą Modrą

Magda Modra dała się poznać w dwóch popularnych programach telewizyjnych reality show: „Bar” i „Gladiatorzy”. Pewnie mniej osób wie, że Magda zajmowała się także modą, była prezenterką programu muzycznego, jest studentką Warszawskiej Szkoły Filmowej, założonej przez Bogusława Lindę i Macieja Ślesickiego oraz wystąpiła w filmie „Legenda” Mariusza Pujszo. W listopadzie 2005 roku do sklepów trafił debiutancki album Magdy, zatytułowany „Ready To Fly”, zawierający przede wszystkim taneczny materiał. Z tej okazji Artur Wróblewski rozmawiał z wokalistką m.in. o jej planach zawodowych i rodzinnych, braku wolnego czasu i krytyce, z jaką czasami się spotyka.

-Jak doszło do nagrania twojej debiutanckiej płyty?
-Pomysł powstał na początku 2005 roku, czyli jakieś pół roku przed wydaniem albumu. Myślę, że to nie jest zbyt długi okres, by nagrać płytę, wydać płytę i później ją promować. Nie ukrywam, że miałam bardzo dużo szczęścia. Zaczęło się w zasadzie od zabawy. Prowadziłam program muzyczny i jechałam na montaż. I tak dla zabawy z montażystą – bo tam, gdzie rejestrowaliśmy program, było studio nagraniowe – zaczęłam nagrywać mój śpiew. I wtedy wszedł Marcin Kiljan i usłyszał mnie. W ten sposób zaczęły się rozmowy na ten temat. Początkowo pół żartem, ale później zajęłam się tym poważniej i rozmowy stały się też poważniejsze. Dyskutowaliśmy o stylu muzycznym i innych szczegółach. I tak to się zaczęło.

-Wspomniałaś o stylu muzycznym. Płyta „Ready To Fly” utrzymana jest w stylistyce eurodance. Czy właśnie takiej muzyki słuchasz w domu?
-Z tego powodu, że prowadziłam wspomniany program telewizyjny przez blisko rok, jeździłam po różnych klubach. I zaczęłam słuchać właśnie takiej muzyki. I wtedy zaczęła do mnie docierać. Ale nie ukrywam, że wcześniej nie słuchałam tego typu rzeczy. Raz, że nie było fajnych polskich wykonawców w takim gatunku, a dwa, że bawiłam się raczej przy „czarnych” rytmach. Zresztą dla mnie każdy rodzaj muzyki jest dobry, jeżeli jest dobre towarzystwo i dobra zabawa. A w domu słucham różnych rzeczy, nie mam swego ulubionego stylu. Słucham właściwe wszystkiego. A dance, techno – czy też inna nazwę, jaką określa się mój album – zaczęłam dopiero od niedawna czuć.

-Wymieniłaś Marcina Kiljana. Kto pomógł ci jeszcze w nagraniu płyty? Kto jest autorem muzyki i tekstów?
-Muzykę do każdej piosenki, jak i słowa, napisał Marcin. Oczywiście rozmawialiśmy na temat piosenek, jeżeli coś mi nie pasowało, albo było ciężkie do zaśpiewania i tego nie czułam. Wtedy zmienialiśmy to razem. Ale autorem jest Marcin. Natomiast do powstania płyty przyczyniło się kilka osób. Ale dla mnie drugą osobą, która bardzo pomogła mi podczas nagrań, był mój narzeczony Kacper. Wspierał mnie, a nie ukrywam, że nagranie płyty to nie jest łatwa rzecz. Poza tym w tym czasie nagrywałam także film, chodziłam do szkoły… Generalnie brakowało mi czasu i także nerwów. A Kacper mnie przez cały czas wspierał. Dlatego w dużej mierze chciałabym mu za to podziękować.

-Prowadzisz dosyć pracowity tryb życia: muzyka, szkoła filmowa, zagrałaś w filmie „Legenda”. Jak sobie radzisz z takim nawałem obowiązków?
-Ja bym tego nie nazwała „dosyć pracowitym” trybem. Mój tryb życia jest tak pracowity, że sama zaczęłam ostatnio siebie podziwiać. A do tego w kwietniu 2006 roku mam urodzić dziecko… I pewnie po tym wydarzeniu, jak sobie na spokojnie wszystko przemyślę, wyjdzie na to, że potrafię zrobić wszystko (śmiech). Nie będzie dla mnie rzeczy niemożliwych. Bo poza pracą i dzidziusiem, cały czas zajmuję się umeblowaniem, remontem mieszkania i mnóstwem innych rzeczy. Jest tego dużo i nie jest łatwo. Ale ja cały czas mówię, że dzidziuś dodaje mi energii – wiele rzeczy robię właśnie dla niego. I do tego mój narzeczony mnie wspiera, pomaga, jeździ ze mną i za mną.

-A czym się zajmujesz, kiedy nie musisz pracować i odpoczywasz?
-W wolnym czasie to ja myję zęby, kąpię się i przebieram w pidżamę. Albo na odwrót (śmiech). Naprawdę, w ostatnim czasie – przez ostatnie pół roku – nie mam wolnego czasu. Podczas wcześniejszych wywiadów pytano mnie, co bym sobie życzyła pod choinkę. A ja zawsze odpowiadam, że trochę wolnego czasu, bo chciałabym spędzić go z moją rodzinką. Wolny czas do tej pory spędzałam na nauce w szkole, czy też nauce tekstów piosenek. Czyli nie mam wolnego czasu.

-Muzyka to nie jedyna rzecz, jaką się zajmujesz. Wcześniej była moda, jak wspomniałaś – byłaś prezenterką telewizyjną, zagrałaś w filmie „Legenda”, jesteś studentką Warszawskiej Szkoły Filmowej założonej przez Bogusława Lindę i Macieja Ślesickiego… Z czym wiążesz swoją przyszłość?
-Po przyjeździe do Warszawy moje pierwsze kroki skierowałam do szkoły i o tym myślałam najbardziej poważnie. I tak to sobie planowałam. Jednak nie ukrywam, że w Warszawie, żeby przeżyć, przetrwać i być traktowanym jako osoba publiczna, trzeba coś robić. A chcąc zaistnieć w aktorstwie, trzeba skończyć szkołę. Na to mam jeszcze czas, ten etap mam jeszcze przed sobą, chcę na początku skończyć wspomnianą szkołę. Szkolenie warsztatu i pracowanie nad tym może trwać nawet latami. Dlatego aktorstwo może poczekać. A nie ukrywam, że muzyką zajęłam się także ze względów finansowych. Poza tym to była dla mnie tak fajna propozycja, że nie miałam prawa mówić „nie” i zwlekać z tym. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek jeszcze nadarzy mi się taka okazja.

-Podobną muzykę wykonuje Mandaryna. Jak myślisz, kim są fani twoich piosenek?
-Na pewno jest to młodzież. Ja kieruję swoją muzykę… Właściwe ciężko mi powiedzieć, do kogo tak naprawdę kieruję moje piosenki. Bo często zadaje mi się takie pytania. Ja nie wiem. A porównywanie mojej muzyki to Mandaryny nie jest celne. Mandaryna bazuje na coverach, na rzeczach, które ludzie już wcześniej słyszeli. Muzyka, jaką nagrałam, jest świeża i nowa. Dlatego jest to coś innego. A wracając do ludzi, do których kieruję „Ready To Fly” – to pewnie starsza młodzież, nie tylko dziewczynki i chłopcy, którzy skupiają się na „Popcornie” i „Bravo Girl”. Myślę, że moje piosenki trafią do ludzi, którzy lubią dobrą zabawę, lubią szaleć. Dążą do tego, by spełnić swoje każde marzenie. Do ludzi szalonych.

-Powiedz kilka słów na temat klipu do „Ready To Fly”. Jak ci się podoba? Gdzie był kręcony? Widać morze, basen, luksusowy samochód…
-Tak, morze, basen, luksusowy samochód, jest też piąty tydzień ciąży…

-To pewnie dlatego w większości scen widać cię od pasa w górę…
-No nie, na kilku scenach widać mnie całą. Ale są takie momenty, że można zauważyć, że jestem w ciąży. Ale jak na końcówkę piątego tygodnia i właściwie już początek szóstego, to myślę, że nie jest tak źle. A teledysk kręcony był pod koniec lata nad polskim morzem. Kilka scen zrobiliśmy w hotelu „Jurata”. Szczerze mówiąc ja ten teledysk widziałam ze dwa razy w życiu… Kilka scen kręciliśmy w Warszawie. Ja jestem krytycznie do siebie nastawiona i nie potrafię siebie oceniać. Ale nie robię tego dla siebie. Nie powiedziałam, że to jest tragiczne. Akceptuję to, ale podkreślam, że to ma się podobać innym. Mnie się to na tyle podoba, że się tego nie wstydzę, mogę to pokazać. A resztę niech ocenią fani.

-Co powiesz osobom, które odbierają cię jedynie jako atrakcyjną fizycznie kobietę, która stara się zbić kapitał na popularności zdobytej w reality show i wykorzystuje do tego przede wszystkim swoje zewnętrzne walory?
-Te osoby, które mnie znają, albo mnie poznały oraz fani, których spotkałam podczas koncertów, czy też jazdy po klubach, w których kręciłam programy telewizyjne, po rozmowie ze mną zupełnie zmieniają zdanie. Oczywiście większość mężczyzn i dziewczyn pewnie ma mnie za wyrachowaną, wredną kobietę, która potrafi się uśmiechnąć, ale jest niedostępną osobą. A to jest mylne, bo ja taka nie jestem. Jednak cieszę się, że tak właśnie niektórzy mnie odbierają. Uważam, że nie tylko wygląd jest ważny. I chciałam pokazać tą płytą, że potrafię robić coś innego, niż tylko wyglądać.

-Popularność to nie tylko przyjemności, ale również przykrości związane z na przykład artykułami w brukowcach, plotkami i tak dalej. Jak sobie z tym radzisz?
-Na takie sprawy się już uodporniłam. Bo spotkało mnie to przy okazji pierwszego reality show, od którego minęło już kilka lat. Faktycznie to był dla mnie dobry czas, żeby się nauczyć z tym radzić. Poza tym wtedy przychodziło do mnie mnóstwo maili, wydaje mi się, że było ich z parę tysięcy. Były to maile pozytywne i negatywne. Nie chcę sobie tutaj schlebiać, ale większość była pozytywna. Ale dobrze jest dostać też negatywną opinię. Ja się cieszyłam z krytyki. Bo czasami patrzyłam na te maile i zastanawiałam się, czy to jest prawda. Czy może to raczej jest czyjś wymysł i objaw zazdrości. Albo opinia osoby, która na mój temat nie wie nic. Także teraz słowa krytyki przyjmuję z otwartymi ramionami, wcale się tego nie boję. Przede wszystkim doskonale sobie z tym teraz radzę. A osoby, które mnie znają i na których mi zależy – w tym mój narzeczony – znają mnie i prawdę o mnie.

-Jak sobie wyobrażasz przyszły rok, kiedy będziesz musiała pogodzić karierę z macierzyństwem?
-Wyobrażam sobie, że w przyszłym roku będę najświetniejszą mamą na świecie i dodatkowo najświetniejszą żoną. Bo w przyszłym roku mamy zamiar wziąć ślub z Kacprem.

-Czy już wiesz dokładnie kiedy?
-W sierpniu. Ale jeszcze nie znamy dokładnie dnia. Mamy ze dwa, trzy terminy. A wracając do poprzedniego pytania, to wydaje mi się, że sobie poradzę z tego względu, że będę grała koncerty. Wiadomo, że nie będę występowała codziennie. Głównie będą to weekendy. Natomiast cały tydzień będę mogła poświęcić dziecku.

-A co z nauką w szkole filmowej? Weźmiesz sobie urlop macierzyński?
-Nie biorę. Bo to jest ostatni semestr i głównie będziemy pracować sami. Robimy dyplom i nie będzie aż tak wielu zajęć, jak do tej pory. Więcej samodzielnej pracy. I tu jest kolejny plus. Zarówno pan Bogusław Linda, jak i Maciej Ślesicki powiedzieli mi, żebym nie przerywała nauki i kontynuowała ją. Obiecali mi, że pomogą. Bo te najgorsze rzeczy dla mnie w tym momencie, czyli ruch sceniczny, szermierka, jazda konna, mam już zaliczone.

[Interia.pl]

Poprzedni artykułNastępny artykuł