Większość reality shows preferuje zasadę zaskoczenia widza i uczestników. Coraz częściej chodzi w nich o przełamanie tabu, ale zwykle odbywa się to przy pełnym przyzwoleniu uczestników. Widz śledzi jedynie, czy ktoś odważy się na trudny krok. „Wszystko o Miriam” zmienia tę formułę – tylko uczestnicy nie wiedzą, w co się pakują, a zabawa odbywa się ich kosztem. Reality show przestaje tu być podglądactwem sztucznie inscenizowanych sytuacji imitujących życie i stawia na okrucieństwo ośmieszenia. A przy okazji program utwierdza fatalny stereotyp transseksualistów jako kłamców próbujących oszukać heteroseksualistów. Czy jest to rekord głupoty i cynizmu telewizyjnych producentów? Być może, ale kto śledzi reality shows, zdaje sobie sprawę, że ten rekord nie utrzyma się niepobity zbyt długo.
[Michał Chaciński, Gazeta Wyborcza]