Bar 3: Bez Granic, Bar 4: Złoto dla Zuchwałych, Big Brother 3: Bitwa

Agnieszka Frykowska: piekło zamiast raju

-„Łódź wstydzi się Frytki” – taki napis widziałam na murze w Twoim rodzinnym mieście.
-A ja widziałam w pasmanterii w Łodzi czapeczki Frytka 2003.

-Mówiłaś, że jak wygrasz eliminacje do „Big Brothera”, to będzie to Twój bilet do raju. Powiedz, jak jest w tym raju?
-Nie wiem. Tam, gdzie byłam, było piekło.

-Co się stało?!
-Ty nie wiesz, jak tam jest. Życie podane w pigułce. Dwa razy szybsze niż normalnie. Człowiek poddawany jest manipulacjom. Musi walczyć z nimi i ze swoimi słabościami.

-Długo walczyłaś, żeby nie ulec Kenowi?
-To, co pokazywali w „Big Brotherze”, to nieprawda. W tym jacuzzi nic się nie stało. Nie uprawiałam seksu z Kenem w pianie. Myśmy tylko się kąpali.

-Trzy miliony ludzi to widziało.
-Nic nie widziało!

-To co, nic między wami nie było?
-Nieprawdą jest, co mówią niektórzy, że to było wyreżyserowane, że zrobiłam to, żeby wyskoczyć przed szereg. To było spontaniczne. Gdyby tak nie było, to bym tego nie zrobiła. Jestem delikatną kobietą, która potrzebuje mężczyzny, wsparcia. A że padło na Kena…

-Szczęściarz.
-Myślę, że tak.

-No to było czy nie było?
-Na wizji nie.

-A czemu tak szybko się skończyło?
-Ken jest piękny, ale brak mu wnętrza.

-Spotykacie się czasem?
-Tak. Nawet ostatnio byliśmy razem na balu charytatywnym.

-Naprawdę? Frytkę skandalistkę, tę, o której w jednej z gazet napisali, że jest polską Moniką Lewinsky, zaproszono na taki bal?
-Nie wiem, o co w ogóle był ten szum. Myśmy nic nadzwyczajnego z Kenem nie zrobili. Przecież wszyscy to robią pod kołderką. Te programy to są takie telenowele z życia wzięte, dlatego ludzie tak chętnie je oglądają. Tylko w tym kraju ludzie mają pełno kompleksów. Chciałoby się to zrobić, ale nas na to nie stać. A tamto to sprawa dla mnie zamknięta.

-Żałujesz?
-Nie można żałować czegoś, co się już stało.

-A gdyby można było cofnąć czas…
-Gdyby można było… To bym chyba tego nie zrobiła.

-Powiedz mi, skoro w „Big Brother” było tak źle, to po co poszłaś do „Baru”?
-Bo chciałam zmienić swój wizerunek.

-Na jaki?
-Na lepszy. Chciałam pokazać, że nie jestem głupią blondynką. Że mam coś do powiedzenia.

-No to powiedz coś.
-Chciałabym powiedzieć młodzieży, żeby umiała docenić to, co ma – szkołę, dom rodzinny, pracę, jeśli ją ma. I żeby zbyt szybko nie wychodzili z domów. Bo i po co? Ja wyszłam i teraz widzę, że to było niepotrzebne. Brakuje mi czegoś z dzieciństwa.

-A ten wizerunek udało Ci się zmienić?
-Na moją stronę internetową dziennie wchodzi 200 osób. Wcześniej wypisywali tam na mnie straszne rzeczy, a teraz nawet mnie chwalą.

-A do „Baru 4” po co idziesz?
-Bo chciałabym zmienić opinię o ludziach z takich programów. Żeby wreszcie zaczęto traktować nas poważnie, żebyśmy mogli mieć swoje programy i zaistnieć medialnie.

-Sevković, Maier, Manuela mieli albo nadal mają swoje programy…
-..ale nie mają łatki skandalistki.

-Ciebie nie traktują poważnie?
-Zaczynają. Dowodem na to jest etat dziennikarki stażystki, jaki dostałam w Fakcie.

-Przecież Twoim największym marzeniem jest zostać sławną aktorką?
-I sławną, i aktorką.

-Sławna już jesteś.
-Nie, tylko popularna. Żeby być sławnym, trzeba się mocno napracować. To nie jest tak hop-siup, tym bardziej że rynek jest już przepełniony.

-Czemu po prostu nie idziesz do szkoły aktorskiej, tylko taką dziwną drogą…
-…właśnie, że idę. Wcześniej nie mogłam, bo nie miałam pieniędzy i czasu. Ale teraz, jak mam pracę w Fakcie, zamieszkam w Warszawie, to pójdę do szkoły aktorskiej.

-A nie myślisz, że nie będą Cię tam chcieli, bo będą się bali, że zepsujesz im opinię?
-Nie, nie. Właśnie ostatnio jeden z profesorów pytał, kiedy będę zdawać.

-Agnieszka, co z Tobą będzie?
-Będę miała swój autorski program. Mam już pomysł. To będzie coś w rodzaju talk-show. Będę też grała w filmach. Napisałam już nawet scenariusz do jednego. Będę sławna, bogata, bo jest we mnie ten pazur. Będę też szczęśliwa. Będę miała męża i dzieci.

[Rozmawiała Iwona Bugajska, Metro.gazeta.pl]

Poprzedni artykułNastępny artykuł