Big Brother 3: Bitwa

Już nie „Frytka” z „Big Brothera”

Agnieszka Frykowska ma 26 lat. Pochodzi z Łodzi, jest absolwentką studium hotelarsko-turystyczno-gastronomicznego, córką Bartka Frykowskiego – operatora filmowego, który zginął tragicznie cztery lata temu w dworku Karoliny Wajdy. „Frytka” zasłynęła rok temu – udało jej się wziąć udział w trzeciej edycji programu „Big Brother”. Teraz opowiada o tym, co przydarzyło się jej po wyjściu z Domu Wielkiego Brata, o prawdziwej miłości i swojej nowej drodze do sławy.

-Rok temu, 3 marca 2002 roku weszłaś do Domu Wielkiego Brata. Co ci przyniósł ten rok?
-Po wyjściu wzięłam udział w festiwalu Knorra w Sopocie. Zaliczyłam sesję zdjęciową kilku magazynów. Na balu rocznicowym „Playboya” prezentowałam jako modelka bieliznę i futra. Pismo CKM przyznało mi Alfreda Roku za najlepszy seks. Zostałam jedną z najseksowniejszych łodzianek. Nagrałam singla „Nowe balangi” z Wojciechem Janem Pytkowskim z zespołu Zdobywcy Pewnych Oscarów. A Ewa Drzyzga zaprosiła mnie do „Rozmów w toku” jako eksperta od uwodzenia.

-Znasz sposób na uwodzenie?
-Trzeba być sobą i mieć „to coś”. Ja podobno mam „to” w oczach.

-A gdzie miłość w tym rocznym bilansie? Gdzie Łukasz?
-Łukasz z „Big Brothera”? Spotykamy się czasami, kiedy jestem w Warszawie. Lubię go, bo fajny z niego kolega, ale to wszystko! Tak naprawdę poznaliśmy się lepiej dopiero po wyjściu z „Big Brother”. Bo tam w środku wszystko wyglądało inaczej, było po prostu chore. Z moim narzeczonym Adrianem planowaliśmy ślub. Był moją pierwszą szkolną miłością, kolegą z jednej ławki. Jest fantastyczny, ale chce pozostawać w cieniu. Ja przeciwnie, wchodzę w świat show-biznesu, więc liczę na sukces. I teraz tylko to mnie pochłania. Ślub musi trochę poczekać. Bo miłość wymaga czasu, dbałości i pielęgnacji… Nie chcę jej stracić przez pośpiech, pomieszanie uczuć z karierą. A czuję, że los daje mi właśnie wielką szansę.

-Los czy TVN?
-W TVN wiele obiecywano, ale nie opłacało się już w nas inwestować. Byliśmy przecież w ostatniej edycji programu bez przyszłości. Nie, z TVN nic nie dostałam i nie wiążę z nimi żadnych planów. Poprawiłam im oglądalność, to wszystko.

-Żałujesz epizodu z „Big Brothera”?
-Nie, bo nie zrobiłam nic złego, nikogo nie skrzywdziłam, nie rozbiłam niczyjego małżeństwa, nie odbiłam chłopaka. Pokazałam się nago, ale nagość towarzyszy nam od urodzenia. Kogo to gorszyło, mógł wyłączyć telewizor!

-Babcię gorszyło, mamę podobno też.
-Babcia jest osobą starej daty. Była w tym wszystkim zagubiona: zawiść, podszepty, zjadliwe relacje prasowe. Mama, żeby mi kibicować, wróciła z Niemiec, porzucając tam pracę i dom, który tworzyła przez 10 lat. Ją to wszystko dotknęło najboleśniej, wpędziło w depresję.

-To może jednak nie warto było?
-Warto! Zaistniałam publicznie, co jest dla mnie bardzo ważne, bo swoją przyszłość wiążę z show-biznesem. Przekonałam się raz jeszcze, że warto marzyć, bo marzenia się spełniają. Powiedziałam babci, że wystąpię w programie „Big Brother” i wystąpiłam, choć z samej tylko Łodzi napłynęło aż 2 tysiące zgłoszeń.

-Długa jest lista Twoich marzeń?
-Marzę o własnym programie w telewizji. O aktorskich studiach w szkole filmowej. O wielkiej filmowej roli. O sławie i uznaniu. O szczęśliwym domu, którego mi w życiu zabrakło… I o tym, żeby przekonać rodzinę mojego taty, że nie jestem już tamtą „Frytką z Big Brothera”…

– A kim jesteś?
-Inną drogą idę do sławy. 1 marca w łódzkim klubie „Fanaberia 2” będzie premiera rewii, do której zaprosiła mnie Viola Paprocka – dziennikarka i moja menedżerka, niegdyś wspierająca Blue Cafe. Tańczę z zespołem „Cube”, odnoszącym sukcesy na międzynarodowych festiwalach tańca współczesnego. Oni uwierzyli we mnie, a ja uwierzyłam, że potrafię tańczyć. Choreograf Jarek Tomczewski przygotował rewię „Hot Night Frytka Show”: sześć wyjść tanecznych, w różnych stylach i przepysznych kostiumach Izy Kłos, absolwentki ASP. Na premierę zapraszam wszystkich Frykowskich.

-Jak myślisz, co powiedziałby Twój tata, gdyby żył?
-„Idź swoją drogą! Nie bój się, jestem z Tobą!”. Tak właśnie powiedział mi we śnie. I dał mi znak, że nade mną czuwa. Kiedyś opowiedziałam Mu przy Jego grobie o ludzkiej podłości, o braku perspektyw, o mojej samotności… „Daj mi znak, że mnie wysłuchałeś, że mnie rozumiesz” – poprosiłam. Lał deszcz, a tu nagle zza chmur wyjrzało słońce! Zrozumiałam, że oto wspiera mnie i dodaje sił i że teraz wszystko obróci się na lepsze.

[Super Express]

Poprzedni artykułNastępny artykuł