Artykuły

Zaczęty przez Showmag, Nd, 24 Paź 2004, 15:41:46

Luxis

Cytat: podmarkSwietny artykuł. Aż mnie przyciągnął. "Awantura o kasę" w Nowej Zelandii !!! Czyli "Dwa Swiaty" też tam pewnie ruszą. Chyba, że szkoda im kasy , ale pakietem wykupili licencje,m więc moim zdaniem mogliby spróbować.
ej, ale to przypadkiem nie artykół z "przymrużeniem oka" taki pół żartem pół serio? Bo jest jakis dziwny... :/
I czy na pewno są informacje o Awanturze O Kasę, która była w Nowej Zelandii?! Bo z tego artykółu niebył bym taki pewien...
a niech ktos wysle maila do ATMu i się spyta o to i o to czy gdzies na swiecie sprzedali licencje, jesli tak to gdzie i niech podadza link do tego programu...

podmark

Ja już wysłałem maila, ale w sprawie "Dwóch Swiatów" a więc też i "Awantury o kasę" (sprzedaz pakietowa). Ale teraz i tak u nich nikt z redakcji nie pracuje, więc musimy czekać do poniedziałku. I to, że miejmy nadziję - odpiszą.

podmark

Znalazłem jeden artykuł o bohaterach dwóch pierwszych edycji "Baru". Mimo, że jest on już stary (pochodzi z 2003 roku), jest w nim wiele ciekawych rzeczy. Zachęcam do czytania

Eric nadal mieszka w Chocianowie, Dobrusia promuje napoje, a Ewelina walczy z depresją. Większosć uczestników dwóch edycji Baru wciąż łudzi się jednak, że zrobi karierę.

Ci, którzy zgłosili się do udziału w polsatowskim Barze z nadzieją zrobienia błyskotliwej kariery, chcąc nie chcąc musieli obejsć się smakiem. Udało się jedynie tym, którzy liczyli bardziej na dobrą zabawę niż na sukces.

- Opisywanie, jakie to kariery robimy, w jakie luksusy opływamy i jak to jedzimy na weekend na Seszele, jest totalną bzdurą - mówi Eric Alira, zwycięzca drugiej edycji Baru.

- Życie jest takie samo jak przedtem. A wszystko, co udało mi się osiągnąć, zawdzięczam wyłącznie sobie, a nie programowi - podkresla Mirek Klinowski z pierwszej edycji reality show.

Poszczęsciło się Emilii Piotrowskiej - prowadzi program w telewizyjnej VIVIE

- Przez pół roku nie mogłam wyjsć z dołka. Bar wyssał ze mnie całą energię, byłam na skraju załamania nerwowego. Myslałam, że udział w reality ułatwi mi życie, a nie, że je skomplikuje - przyznaje Ewelina Żadziłko z Baru II.

33-letni Eric urodzony w Burkina Faso od razu stał się ulubieńcem widzów. Jako pierwszy czarnoskóry uczestnik reality show mówiący łamaną polszczyzną doskonale radził sobie zarówno za barem, jak i przed kamerą. Dla podkręcenia temperatury, podczas jednego z odcinków programu Polsat sciągnął do Wrocławia rodzinę Erica z Afryki, której ten nie widział od lat. Były łzy, pocałunki i krzyki wzruszenia. Wszystko na wizji.

Wygrana nie zaskoczyła nikogo, oprócz samego Erica. Nie do końca wierzył, że to własnie on stał się posiadaczem nowego, dwupokojowego mieszkania na Saskiej Kępie w Warszawie.

Do tej pory mieszkał z żoną i dwójką dzieci w Chocianowie. I chociaż z zawodu jest księgowym, ledwo zarabiał na życie, ucząc tańca afro w domu kultury w Lubinie. Zwycięstwo w Barze miało odmienić jego życie. Miał poprowadzić własny program w telewizji i zamieszkać w stolicy. Tymczasem nie zmieniło się prawie nic. Nadal mieszka z rodziną w Chocianowie. - Mieszkanie w Warszawie jest piękne, ale do życia nie wystarczy. Żeby utrzymać dzieci i żonę, musiałbym mieć pracę - przyznaje Eric. - A tej do dzisiaj nie mam. Nikt do mnie nie dzwonił z propozycją współpracy.

Pracy przez rok nie udało się również znaleć Ewelinie Żadziłko - 20-letniej studentce z Gdyni. Dla udziału w Barze zrezygnowała z pierwszego roku studiów na wydziale stosunki międzynarodowe. - Nie myslałam, że program zmieni moje życie, ale miałam nadzieję, że w jakims stopniu pomoże mi zrealizować własne plany - wspomina dziewczyna.

Oryginalna gdynianka z burzą blond warkoczyków nie ze wszystkimi żyła w programie dobrze. Do historii reality show przeszły jej kłótnie z Adrianem Rafalskim czy Dobrusią Zych-Henner. Ewelina miała własne zdanie, często odbiegające od zdania grupy i mówiła wprost to, co mysli. Nie wszystkim się to podobało. Ale, jak napisała w ankiecie, do programu zgłosiła się po to, żeby "dowalić ludziom, którzy w nią nie wierzą". Okazało się to trudniejsze, niż przypuszczała. Po trzech miesiącach na własną prosbę opusciła Bar.

- Jeszcze pod koniec udziału w programie wpadłam w depresję. Marzyłam tylko o tym, żeby wrócić do domu, do własnych kątów, przyjaciół i mamy - mówi dziewczyna. - Nie interesowało mnie, co wszyscy sobie o mnie myslą, chciałam mieć swięty spokój.

Po wyjsciu z Baru nie wróciła na studia, bo rok studencki był już w pełni i nie nadążyłaby z programem. Próbowała więc znaleć pracę, ale zewsząd odsyłano ją z kwitkiem. - Zawsze chciałam być barmanką, ale nikt nie chciał mnie zatrudnić, mysląc, że po programie będę żądała niebotycznego wynagrodzenia. A ja tylko chciałam zarobić na życie. Nie stawiałam żadnych warunków, nie zależało mi na zbijaniu fortuny. Takie tłumaczenia niewiele jednak dały.

Z Erikiem było podobnie. Podejrzewa, że do dzisiaj nie dostał żadnej propozycji, bo wszyscy wyszli z założenia, że albo już cos robi, albo najzwyczajniej w swiecie jest za drogi. - Nie wiem, co będzie dalej. Prawdopodobnie znowu będę uczył tańca w Lubinie. Zakładam też Stowarzyszenie Przyjani Polska-Afryka zajmujące się wzajemną wymianą kulturalną. Mieszkanie w Warszawie poczeka - może je wynajmę. W końcu mam dzieci. W Chocianowie nie jest mi najlepiej, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Losy Eweliny potoczyły się trochę gorzej. Do braku pracy i przerwy w studiach doszła ciężka depresja. Nie mogła jesć, nic jej nie cieszyło, zamknęła się w sobie. Od pewnego czasu czuje się już dużo lepiej. Teraz jej oczkiem w głowie stał się trzymiesięczny buldog francuski o imieniu Maldox. - Nie staram się za bardzo wybiegać myslami w przyszłosć. Zamierzam cieszyć się życiem studenckim i spotkaniami z przyjaciółmi. Wierzę, że wszystko jeszcze się ułoży.

Mirek Klinowski, 33-letni krakowianin zgłosił się do pierwszego Baru, ponieważ chciał porywalizować, ale też zdobyć odrobinę popularnosci. Już pierwszego dnia okazało się, że jako szef meksykańskiej restauracji najlepiej ze wszystkich uczestników radzi sobie za barem. Okreslano go jednym z najprzystojniejszych i najbardziej intrygujących uczestników programu. Dostawał setki e-maili od fanek i pierwsze propozycje pracy. Baru jednak nie wygrał, a żadna z początkowych ofert nie doszła do skutku. Po powrocie do Krakowa rzucił się w wir pracy.

- Zostałem szefem sprzedaży na całą Polskę we włoskiej firmie zajmującej się dystrybucją kawy. Niektóre media informowały, że awans zawdzięczam udziałowi w reality, ale ja na niego ciężko pracowałem przez trzy lata. Wprawdzie Włosi mają lekkiego bzika na punkcie medialnym, ale nie sądzę, żeby Bar zadecydował o moim nowym stanowisku - podkresla Mirek.

Oprócz pracy we włoskiej firmie nadal prowadzi restaurację, a niedawno otworzył drugą, tym razem w jednym z krakowskich centrów handlowych. - Można więc powiedzieć, że w pewnym sensie mi się udało, ale myslę, że bez programu byłoby tak samo.

Niektórzy z byłych BAR-owców szukali szczęscia w innych programach. Narine Torosjan, 20-letnia Armenka, studentka dziennikarstwa w Warszawie pojawiła się w polsatowskich 9 Niezwykłych Tygodniach. W Barze nie zrobiła kariery, mimo że niejednokrotnie pozwalano jej wystąpić z własnym repertuarem na tamtejszej miniscenie. W 9 Niezwykłych Tygodniach wystąpiła wraz z Dobrusią Zych-Henner, jej mężem i dziećmi. W programie dwie rodziny rywalizowały ze sobą o 300 tysięcy złotych. Kamery filmowały je w normalnym otoczeniu i podczas codziennych czynnosci. Serial - jak wskazuje nazwa - emitowany był przez dziewięć tygodni. I chociaż zarówno Narine, jak i Dobrusia dawały z siebie wszystko, nagrody nie wygrały. - Pojawiłysmy się w programie na prosbę producenta. Zastąpiłysmy jedną rodzinę. Nie liczyłysmy na nagrodę, tylko na dobrą zabawę - tłumaczy Dobrusia. - Doskonale wiem, że mam zarówno swoich fanów, jak i wrogów. Popularne jest takie powiedzenie: "Nieważne jak się o kims mówi - ważne żeby się mówiło".

Po udziale w serialu Dobrusia rzuciła się w wir promocji. W lutym była gosciem honorowym Rodeo Party w Toruniu, gdzie serwowała drinki i rozdawała autografy. W wakacje, na zaproszenie Polocockty, wzięła udział w Polocockta Party.

Niedawno przyznawała na swojej stronie, że mimo to wciąż ma problemy finansowe, a samochód, który wygrała w Barze, miał "lekką" stłuczkę.

- Zarabiam, pojawiając się na różnego rodzaju imprezach i zabawach. Dostałam również parę propozycji wystąpienia w reklamie kosmetyków. Z pieniędzmi bywa różnie. Mąż od wakacji pracuje w Warszawie, ponieważ we Wrocławiu zaproponowano mu trzysta złotych.

Do Warszawy, podobnie jak Eric, nie przeprowadził się również zwycięzca pierwszego Baru - 19-letni Adrian Urban. Nadal mieszka w Tczewie, bo uważa, że polskie morze jest najpiękniejsze. - Mieszkanie w stolicy mam odebrać dopiero pod koniec tego roku. Wciąż trwają tam jakies prace wykończeniowe. Nie wiem, co póniej z nim zrobię, ale do Warszawy na pewno się nie przeprowadzę. Kocham Tczew i tutaj jest mi dobrze - podkresla. - Wprawdzie nagroda była jedną z przyczyn, dla których zgłosiłem się do programu, ale przede wszystkim chciałem odizolować się od problemów.

Adrian, który po programie zapadł w pamięć głównie dzięki swoim wybrykom z Pauliną Jałoch, w tym roku ma poważne wyzwanie - maturę. - Nie za bardzo jest czas, żeby się uczyć, bo w ciągu tygodnia prowadzę jeszcze mały pubik w naszym miescie, ale trzeba będzie trochę przysiąsć - smieje się.

Poza nauką i prowadzeniem pubu Adrian gra również w amatorskim teatrze i komponuje muzykę. I tak naprawdę wydaje się jednym z nielicznych byłych BAR-owców, którym udział w reality dał więcej dobrego niż złego. - Poznałem mnóstwo ludzi, m. in. ziomali z Poznania. Pomagam im trochę kręcić teledyski - przede wszystkim wybieram dziewczyny... Poza tym rozkręcam różne imprezy i robię za didżeja.

Poszczęsciło się również Emilii Piotrowskiej, oryginalnej brunetce z pierwszej edycji. Poszczęsciło się na tyle, że z niesmiałej, skromnej dziewczyny przeistoczyła się w pewną siebie gwiazdkę.

Od trzech miesięcy prowadzi program w VIVIE - Club Rotation. - Jeżdżę na największe imprezy muzyczne w kraju, robię relacje i przeprowadzam wywiady z didżejami. Do VIVY dostałam się z castingu.

Wywiadów całkowicie odmawia za to Adrian Rafalski z Wrocławia, 25-letni kawaler, tzw. niebieski ptak. Nie ma komórki, stałego zatrudnienia i z mediami nie chce mieć nic do czynienia.

- Po prostu znikam. Nie ma mnie, więc nic pani nie powiem - ucina dosć niegrzecznie.

W programie był dosć ekscentryczną osobowoscią zażarcie broniącą swoich racji. Nierzadko dosć egoistycznych. Bezpardonowo odzywał się do innych, doprowadzając co wrażliwszych do łez.

Dobrze wiedzie się za to Izie Kowalczyk i Grzegorzowi Markockiemu, których slub w pierwszej edycji Baru został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa. Jako pierwsza para na swiecie wzięli slub podczas reality show. Jak na potrzeby programu przystało - był biały lincoln, stroje znanych firm oraz sesje fotograficzne. Polsat zafundował młodej parze żółtego seata toledo.

I chociaż Iza i Grzegorz nie wygrali głównej nagrody i tak czują się zwycięzcami. Mówią, że odnaleli miłosć. Iza, zgłaszając się do reality, chciała sprawdzić, czy jest przygotowana na sukces. Skończyła szkołę wizażu, zajmuje się domem i dorabia robieniem tipsów przyjaciółkom. W przyszłym roku planuje studia na psychologii.

Grzegorz tuż po wyjsciu z programu zaczął pracować nad własną płytą "Królem być". Znalazło się na niej 10 utworów, w tym znany z Baru - "Królem być rock and rolla".

Potem, przez pewien czas prowadził w Polsacie własny program muzyczny - Hitmaniak. Obecnie własnie skończył grać w komedii erotycznej "Dżager" w reżyserii studenta katowickiej filmówki

- Roberta Krzempka. - Film jest paradokumentem, opowiadającym o zagubionym w polskiej rzeczywistosci facecie, który zamierza przelecieć siedem tysięcy panienek - opowiada.

Poza graniem i komponowaniem Grzegorz prowadzi też cykliczne imprezy karaoke - w Opolu, Zabrzu i oczywiscie we wrocławskim Barze przy Swidnickiej. Czyli tam, gdzie wszystko się zaczęło.

Kulisy nr 40/2003 - Joanna Krupa

Pudelek

Ale to już było...
https://showmag.info/index.php?id=172

A wogóle Emilia od pewnego czasu nie jest już prezenterką Vivy. Szkoda. Powinni pogonić wreszcie tę Małgosię, która nie tylko mi działa na nerwy.

podmark

Cytat: PikachuAle to już było...
https://showmag.info/index.php?id=172

A wogóle Emilia od pewnego czasu nie jest już prezenterką Vivy. Szkoda. Powinni pogonić wreszcie tę Małgosię, która nie tylko mi działa na nerwy.

Rzeczywiscie. Sorry - nie zauważyłem.

Showmag

Cytat: boss01Tomasz Kurzewski:'W "Barze" była para, która uprawiała seks od pierwszego dnia, na okrągło. Nie pokazalismy tego.'
zrodlo: https://wiadomosci.onet.pl/1241074,720,kioskart.html
ciekawe o kogo chodzilo? :)
nie wiem z czego ta sensacja, dla mnie jest oczywiste ze chodzi o Ize i Grzegorza; na jednym razie sie nie skonczylo

Showmag

Reality shows w MTV Polska
Wtorek, 23.08.2005

Jesienią stacja MTV Polska wyemituje kolejne odcinki popularnych programów reality shows. Na antenie pojawią się nowe epizody "Dismissed", "Penetratorów", "Pimp my Ride" oraz "The Real World", którego akcja tym razem będzie się toczyć Londynie.

Nie zabraknie oczywiscie nowych pozycji. We wrzesniu swoją premierę będzie miała niemiecka wersja "Pimp my Ride", czyli "Pimp My Fahrrad" ("Odpicuj mi rower"). W "PoweR Girls" dziewczyny rozpoczynające karierę w Public Relations wprowadzą polskiego widza w tajniki kreowania wizerunków największych gwiazd swiatowego show-biznesu. Z kolei w reality show "A-Cut" zobaczymy zmagania młodych europejskich talentów muzycznych, szlifujących swój talent pod czujnym okiem Anastacii.

Nowoscią będzie także reality drama "Laguna Beach", opowiadający o przygodach bogatej młodzieży z Kalifornii. Serial zdaje się być wyreżyserowany: nie ma w nim Pokojów Zwierzeń i wywiadów, a montaż, muzyka i narracja dają złudzenie starannie zaplanowanej akcji. Nic bardziej mylnego- wszystkie reakcje, sytuacje i dialogi bohaterów są autentyczne i spontaniczne.

[showmag.info]

Showmag

Znalazlem taki oto artykul (z 16-11-2001) dot. programow reality show w Polsce:

CytatJak kręcilismy reality show
Żeby było jasne - to mysmy nakręcili pierwszy polski reality show. Było to w 1997 r., kiedy hasło "Wielki Brat" kojarzyło się ludziom z Orwellem i ZSRR, a nie z pajacami w telewizji. Nie było jeszcze "Agenta", a jedyną namiastką podbijających telewizję programów z tego gatunku był francuski "Fort Boyard" - nota bene lepsza była ta "namiastka" od wszystkiego, co po niej przyszło. W owych czasach, pracująca dla redakcji programów dla młodzieży TVP1 Aneta Janowska nakręciła z pomocą Warszawskiego Klubu Fantastyki "Pegaz" reportaż o RPG. Musiała odkryć w srodowisku graczy cos szczególnego, bo parę miesięcy póniej zaproponowała nam udział w tworzeniu wakacyjnego programu dla dzieci, pt. "Łowcy przygód".
Całosć składała się z dziesięciu odcinków. W ich trakcie grupka dzieciaków miała za zadanie odnaleć ukryty skarb, do którego prowadziła mapa. Po drodze, na kolejnych przeszkodach odpadało jedno po drugim, aż do ostatniej dwójki, która zgarniała wygraną. Naszym zadaniem było wymyslenie znacznej częsci scenariusza - zagadek i prób, na których odpadali kolejni uczestnicy. Poza tym odgrywalismy BN-ów, których spotykały dzieci, a którzy dawali im wskazówki (albo eliminowali z gry).
Jak to wyszło - miłosiernie przemilczmy. Naszej rzece pomysłów tamę postawiła wysokosć ówczesnych funduszy przeznaczonych na program przez TVP - marne kostiumy, tanie efekty specjalne, itp. Podobno jednak widzom podobało się, na tyle, że cały cykl doczekał się już dwóch wakacyjnych powtórek (wyprzedzilismy "Niewolnicę Isaurę"!). Pozostała nam po tym ogromna masa wspomnień, których szczegółów nie będę tu przytaczał, aby pozostali uczestnicy tamtego przedsięwzięcia mnie nie zlinczowali.
Parę lat póniej, w TVN pojawił się bardzo ciekawy i zrobiony z rozmachem "Agent". Po nim niestety reality show zdegenerowały: nadeszła kupa w postaci kolejnych wariacji na temat: "zamykamy ludzi, którzy nie mają pojęcia o psychologii i socjologii w jednym domu, żeby obnażali się emocjonalnie i robili z siebie idiotów za grubą kasę". Nie oszukujmy się: to jest żenada. Skacząc po kanałach telewizyjnych, trafiam czasami na urywki kolejnych show i tylko utwierdzam się w tym przekonaniu. I dochodzę do jeszcze jednego wniosku.
Ludzie z TVN i Polsatu gonią już w piętkę - brak im pomysłów, więc tylko zmieniają męsko-damskie konfiguracje w obrębie swoich oddziałów zamkniętych. Tymczasem, żeby zrobić naprawdę wykopany w kosmos reality show, wystarczą dwa komponenty: RPG-owcy wymyslający scenariusz i budżet na miarę ich pomysłowosci. Skoro na parę lat przed pojawieniem się "Agenta" i spółki bylismy w stanie wykombinować naszych "Łowców przygód" (przyznaję, że inspirując się niektórymi pomysłami z "Fortu Boyard", ale za to z poprawką na niski budżet), to co by to było teraz? Mili Państwo z telewizji: dajcie nam Wasze zasoby, my damy nasze pomysły i wspólnie stworzymy wiekopomne dzieło z gatunku reality show. Cos, czego inteligentny człowiek nie będzie się wstydził oglądać, a inne kraje za potworne pieniądze będą kupować licencję od nas, a nie na odwrót.
Bo reality show może być fajną rzeczą - mamy na to dowody.
artykuł pochodzi ze strony: https://polter.pl/czytaj/67-zwJeRzenia.html

Showmag

Reality TV: tania sensacja
Niedziela, 25.09.2005, 02:05

Zalewają nas programy, które udają, że odzwierciedlają prawdziwe życie. A my wolimy wzruszać się ciężką dolą telewizyjnego bohatera niż pomóc sąsiadowi, który też jest w trudniej sytuacji. Real nas nie obchodzi. Dowolny odcinek programu "Wybacz mi"... Bohaterka ze łzami w oczach opowiada, jak pokłóciła się ze swoją, dajmy na to, ciotką. Potem spłakana ciotka przedstawia swoją wersję wydarzeń. Na koniec pojawia się wielki bukiet kwiatów, padają patetyczne wyznania i wielkie słowa, wszystko w zalewie wielkiego kiczu. "Producenci nawet nie uswiadamiają sobie, że duża częsć odbiorców traktuje takie programy jako główne ródło wiedzy o emocjach, sposobach rozwiązywania problemów i wyrażania swoich uczuć"- mówi dr Urszula Kurczewska, pracownik Instytutu Socjologii PAN, która od lat prowadzi badania nad tym, w jaki sposób telewizja nasladuje rzeczywistosć. "Potem w domach mamy do czynienia ze scenami pełnymi egzaltacji, zupełnie jak w telewizji, co jednak nie zawsze kończy się happy endem"- dodaje. Programy, w których imituje się swiat realny, wręcz nas zalewają. Od reality show typu "Big Brother", poprzez inscenizowane filmy dokumentalne, różnego rodzaju "Idole", aż po sejmową komisję sledczą. "To prawdziwa inwazja. Niestety, takie programy są nastawione przede wszystkim na wywołanie emocji. Nie zachęcają ludzi ani do działania, ani do próby zmiany rzeczywistosci. To po prostu epatowanie sensacją"- mówi dr Kurczewska. I podaje przykład: obejrzenie programu o adopcjach, nawet popłakanie sobie przed telewizorem, jest łatwiejsze niż realna pomoc sąsiadowi, który boryka się z podobnym problemem. Dlatego wybieramy to pierwsze. Programy te są jednak emitowane, bo ludzie chcą je oglądać. "Są łatwe w odbiorze, nie wymagają głębszej refleksji. Poza tym operują formułą obrazkową, łatwo przyciągającą uwagę. Proszę zauważyć, że w podobny sposób zaczyna się konstruować programy informacyjne: bardziej liczy się sensacja niż sama tresć"- zauważa dr Kurczewska. Jak w ten nurt wpisują się sejmowe komisje sledcze? "Możemy tu oprzeć się na badaniach amerykańskich. Tam podobne komisje działały już w latach 60, 70, na przykład w związku z aferą Watergate. W Stanach relacjonuje się też posiedzenia sejmowe. I co się okazało? Pod wpływem kamer sędziowie wydawali inne wyroki niż te orzekane bez publicznosci. Podobny mechanizm może zadziałać w naszych komisjach"- mówi.

[Joanna Woniczko, Gazeta.pl]

alexander

Mówimy do siebie zdaniami z reality show, ubieramy się jak bohaterowie seriali, a nawet zachowujemy się tak jak oni. Naukowcy alarmują, że telewizyjne historie mieszają się nam z rzeczywistoscią

Jacek, 23-letni pracownik firmy kurierskiej z Katowic, pokłócił się z dziewczyną. Nie wiedział, jak ją przeprosić, więc wzorem telewizyjnego programu "Wybacz mi" kupił bukiet i wręczył go Joasi. Ale dziewczyna, zamiast rzucić mu się na szyję, wyrzuciła go za drzwi. Jacek nie mógł zrozumieć reakcji narzeczonej. Dlaczego tak jak inne dziewczyny, które widział w programie, nie przyjęła wiązanki i nie płakała ze szczęscia?

- Bo to, co działa w telewizji, w życiu nie zawsze się sprawdza. Dziewczyna widocznie oczekiwała rozmowy, a nie kwiatów - uważa dr Urszula Kurczewska, socjolog ze Szkoły Głównej Handlowej i Uniwersytetu Warszawskiego, która od lat bada, jak telewizja nasladuje rzeczywistosć.

Z najnowszych badań dr Kurczewskiej wynika, że duża częsć widzów traktuje takie programy jako główne ródło wiedzy o sposobach rozwiązywania problemów i wyrażania uczuć. - Potem w domach mamy pełno scen jak z telewizji, a to nie zawsze kończy się happy endem - wyjasnia dr Kurczewska.

Wyniki badań przedstawiła niedawno na Festiwalu Nauki w Warszawie. Dotyczyły one takich programów jak "Big Brother", "Jestem jaki jestem", "Idol", "Usterka", "Chwila prawdy" i "Bar". Sylweriusz Rudolf, dyrektor firmy Endemol-Neovision (wyprodukowała m.in. trzy edycje ""Big Brothera", "Milionerów", "Tylko miłosć", "Jestem jaki jestem" i "Zostań gwiazdą") ma swiadomosć, że reality show wpływa na widzów. - To zupełnie naturalne. Tak samo jak wpływ filmów fabularnych - mówi Rudolf.

Jego zdaniem wyniki badań są "banalne". On sam cieszy się, że ludzie wzorują się na programach telewizyjnych, oczywiscie jesli są to wzorce pozytywne. - Doskonałym przykładem jest "Miasto marzeń ", które robilismy dla TVP1. Program pomógł ludziom zmienić na lepsze otaczającą ich rzeczywistosć.

Tyle że sami bohaterowie reality show nie kryją, że to, co w programie, bardzo różni się od codziennego życia. - Używam dobrych kosmetyków, lubię markowe ciuchy i wygodę. A w programie musiałam spać na piachu, jesć robaki i nie miałam jak umyć zębów - przyznaje Kasia Drzyżdżyk, zwyciężczyni "Wyprawy Robinson".

Kasia odradza nasladowanie bohaterów z "okienka". Choć sama mówi tekstami z telewizji. - Trzeba być sobą. Powiedzieć: trudno jestem, jaki jestem, i wybacz - mówi.

Aktor Artur Żmijewski, cierpliwy i przejęty pacjentami lekarz (Jakub Burski) z serialu "Na dobre i na złe", wyznał w jednym z wywiadów, że ludzie często zwracają się do niego "panie doktorze". Inny przykład: wydziały psychologii przeżywają oblężenie, bo młodzi, tak jak bohaterki "M jak miłosć" - czyli Kinga (Katarzyna Cichopek) i Madzia (Anna Mucha) - chcą studiować ten kierunek.

- Docierają do nas sygnały, że jakis widz chce być do nas podobny, np. w sposobie ubierania się - przyznaje Dominika Ostałowska, czyli sędzia Marta Mostowiak z "M jak miłosć".

- Utożsamianie się z bohaterami reality show czy seriali nie jest dobre dla naszej psychiki. Zarówno dzieci, jak i dorosłych - podkresla dr Iwona Tyrna-Łojek, psycholog i psychoterapeutka z Agencji Kreatywnego Rozwoju w Katowicach.

Jak się połapać w zalewającej nas fali reality show, noweli dokumentalnych, seriali o codziennym życiu? - Nie traktować ich, tak jak spora częsć widzów, jako główne ródło wiedzy o swiecie, a zachowań bohaterów jako sprawdzone wzorce. Trzeba zachować dystans, przyjrzeć się, jak naprawdę wygląda swiat obok nas - radzi dr Kurczewska.

                                                                                         Angelika Swoboda

Showmag

Cytat: Angelika SwobodaInny przykład: wydziały psychologii przeżywają oblężenie, bo młodzi, tak jak bohaterki "M jak miłosć" - czyli Kinga (Katarzyna Cichopek) i Madzia (Anna Mucha) - chcą studiować ten kierunek.

widzę i uwierzyć nie mogę :szok:
już dawno nie widzialem takiej strugi humanistycznych wymiocin :kreci:
gdzie ta Pani dziennikarstwo kończyła?

sharkan


Showmag

Skalpel w reality shows
Czwartek, 10.11.2005, 17:32

Jesień w telewizji należy w dużej mierze do programów na temat poprawy urody. Można podglądać kolejne propozycje stacji, które pokazują, jak wiele jest w stanie człowiek zniesć dla zmiany powierzchownosci. Upodobnienie się do znanego idola czy zniwelowanie niedostatków urody wprawdzie nie przyniesie trwałych zmian w życiu, jednak zaspokaja marzenia Kopciuszka o wizycie na balu w przebraniu. Tylko trudniej zmieniać maski.

Od początku padziernika na kanale TV4 spotykamy się z bohaterkami programu "Łabędziem być" ("The Swan"). To tutaj 16 zwykłych, zaniedbanych gospodyń domowych, pod okiem wizażystów, stylistów i chirurgów plastycznych przeobraża się w atrakcyjne kobiety. Widz może dokładnie sledzić proces przemiany. Kamera towarzyszy zaangażowanym paniom przy ich pożegnaniach z bliskimi (udział w programie wiąże się z wyjazdem z domu), jestesmy swiadkami wszystkich wykonywanych zabiegów upiększających oraz ostatnich poprawek w zakresie ubioru i makijażu.

Program ten nie jest pierwszą propozycją TV4 o tej tematyce. O wiele wczesniej zaczęto prezentować holenderski reality show "Chcę być piękna" ("Make me beautiful"), w którym na oczach widzów zachodziła niezwykła przemiana przeciętnych, przekonanych o swojej nieatrakcyjnosci kobiet w szykowne pięknosci. Twórcy programu podkreslali, że chodziło nie tylko o poprawę wyglądu bohaterek, ale i o zwiększenie ich poczucia własnej wartosci oraz wiary w siebie.

Walkę z kompleksami za pomocą operacji plastycznych propaguje także MTV. Tutaj transformacje są ukierunkowane: bohaterowie upodabniają się do znanych osób. "Chcę mieć znaną twarz" ("I want a famous face") pokazuje zdesperowanych, bogatych amerykańskich nastolatków, których jedynym marzeniem jest upodobnienie się do znanej gwiazdy. W kolejnych odcinkach, dzięki operacjom plastycznym, tworzone są często marne kopie swiatowych osobistosci. Nieważna jest długa i bolesna rekonwalescencja- istotne jest to, że życie bohaterów stanie się (według nich samych) łatwiejsze i ciekawsze. Młodzi Amerykanie najczęsciej pragną wyglądać jak Brad Pitt, Kate Winslet, Pamela Anderson czy Britney Spears.

Nie od dzis mówi się, że telewizja propaguje kult młodosci i pięknego ciała. Obecnie autorzy niektórych programów decydują się na pokazanie najbardziej drastycznej i bezkompromisowej drogi ku osiągnięciu idealnej urody. W nowej erze programów typu reality show oglądamy bezposrednie przekazy z sal operacyjnych, widzimy bohaterów, jak cierpią, z trudem przyzwyczajają się do nowego ciała. Obserwujemy, jak z nadzieją oczekują, że zmiana wyglądu pociągnie za sobą przemianę całego ich życia: że staną się rozchwytywani, przebojowi, interesujący. Uroda bez wad staje się prawie niezbędna w obecnym konkurencyjnym swiecie. Reality shows wychodzą naprzeciw takim potrzebom, oswajając w pewnym stopniu lęk przed poddaniem się zabiegowi. Stanowią również wstęp do bardziej ekstremalnego doswiadczenia, jakim jest obserwacja prawdziwych operacji w prawdziwych szpitalach. Z jednej strony mamy do czynienia z rosnącym voyeuryzmem i przyzwoleniem na obnażanie prywatnosci, z drugiej- kultem ciała i zewnętrznego piękna. Nawet reklamodawcy zdali sobie sprawę, że nie jest to najbardziej pożądany kierunek, z uwagi na ideał urody oddalający się w szybkim tempie od tego, co oferuje natura.

[Anna Żołąd, "MpK-A", nr 128 / Marketing-News.pl]

Showmag

Ile jest MTV w MTV?
Piątek, 18.11.2005, 23:50

Sprawdziłem, ile jest MTV w MTV. Szukałem teledysków oczywiscie, bo przecież to w końcu jest Music Television. Godziny analizy ograniczyłem do tych, kiedy normalny uczący się lub pracujący człowiek jest w domu i może usiąsć przed telewizorem- między 16:00 a 23:00. To całe siedem godzin. Prosty rachunek: telewizja mogłaby wyemitować prawie 150 trzyminutowych wideoklipów. Spora dawka muzyki. A oto, co popołudniem i wieczorem przygotowali spece z MTV... Zaczęło się od "Penetratorów"- reality show, w którym amerykańskie nastolatki przeszukują swoje sypialnie, nurkując w szufladach pełnych stringów i bokserek. Teledysków brak. Potem "Wanna Come In"- dokumentalny zapis randek niesmiałych chłopców z wymuskanymi dziewczynkami i "MTV Dismissed"- też randki, tylko w konfiguracji 2+1. Kto nie da buziaka, odpada. Nadal bez teledysków, ale zostało jeszcze trochę czasu. O godz. 18:00 "Real World", czyli jak radzą sobie amerykańskie nastolatki "zesłane" na kilka miesięcy do wypasionej rezydencji w Londynie. Póniej "Pimp My Ride"- swoją drogą swietny program, gdzie z samochodów-ruin powstają szpanerskie bryki. Tylko muzyki brak. Dalej jest podobnie: ukryta kamera "MTV wkurza" i godzinny magazyn filmowy. Do godz. 20:00 żadnego (powtórzę: żadnego) programu muzycznego. Sytuację ratuje półtoragodzinne pasmo do 21:30, w którym jednak liczba teledysków (popowa popelina) jest podobna do liczby emitowanych w przerwach reklam. Po tej skromnej dawce muzyki wracają kolejne reality shows. I tak do 23:00. Gdzie muzyka? To jasne- pewnie się nie opłaca. Teledyski są za nudne, a gwiazdy lepiej zobaczyć w łazience niż na scenie. "I want my MTV!" spiewał Sting w kawałku "Money for Nothing" Dire Straits- pierwszym teledysku pokazanym w europejskiej MTV. Ciekawe, czy dzis się pod tym podpisuje? Po co dalej sciemniać- niech MTV zmieni nazwę na Marketing Television. Chcesz muzy? Włącz radio.

[Paweł Stremski, Gazeta.pl]

joker

Ludzie zawsze uwielbiali krwawe igrzyska. Ale w starożytnym Rzymie do walk na arenie przeznaczano skazańców. Dzisiaj do reality show z cyklu "Pokrój mnie" straceńcy zgłaszają się sami. I jeszcze muszą wygrać casting...

"Chesz byc piękna?" - pytają prezenterzy i zachęcają: " przyjd do nas, a odmienimy twoje życie". Pytają, oczywiscie retorycznie, bo wiadomo, że w dobie kultu młodosci odpowied może być tylko jedna. Chętnych więc nie brakuje, a producenci dwoją się i troją nad wymyslaniem coraz to atrakcyjniejszego scenariusza.

Anna ma 35 lat, pracuje jako kasjerka w holenderskim supermarkiecie. Ma też miłego męża i pięcioro udanych dzieci. Ale po porodach przytyła i ma obwisły brzuch. Wie, że w oczach swiata (czytaj: męża) jej wartosć znacznie by wzrosła, gdyby miała taki brzuch jak tysiące młodych dziewcząt, które pokazują go na ulicach. Dla Anny oferta programu "Chcę być piękna" (TV4) jest tym, na co czekała. A że przy okazji będzie musiała obnażyć się nie tylko przed lekarzami, ale i przed milionami telewidzów, trudno. Cos, za cos: my dostaniemy swoje show, a ona urodę i nowe życie. Więc nie buntuje się, kiedy kamera filmuje jej w samej bielinie, a głos z offu skwapliwie wylicza jej felery. Zbyt mały i obwisły biust (powiększyć i podciągnąć), tłuszcz w talii, na udach i biodrach (odessać), zwisający ponuro pod pępkiem fałd skóry (wyciąć). Konieczny jest też lifting twarzy, bo rysy są już rozlane, podniesienie brwi i wygładzenie czoła. Poza tym wargi są za wąskie , nos garbaty i zbyt wydatny, jego skrzydełka za szerokie, a twarz nabrała by wyrazu, gdyby wstawić implant w kosci policzkowe i wydłuzyć brodę. Na zakończenie dentysta, który stwierdził u Anny paradontozę, radzi wyrwać wszystkie zęby, wstawić cztery implanty, a potem na nich eleganckie protezy. "Boże, jak ona mogła ze sobą wytrzymać? A ten mąż?? Gdzie on miał oczy!" - myslimy za zgrozą przeieszaną ze współczuciem. anna zgadza się na wszystko. Bo przecież warto. To tylko krótkie szesć tygodni, a potem wróci do rodziny jak nowa. Łzy powinna oszczędzać, bo sporo ich wyleje, gdy będzie leżała z twarzą spuchniętą jak bania, obolałymi piersiami, czarnym brzuchem i udami, jak by ktos po nich przejechał drogowym walcem. Wyrwanie zębów to przy tym fraszka. Kamerzysci zresztą dbają o to, żebysmy nieprzyjemnych obrazów nie oglądali. Można by nawet odniesć wrażenie, że te operacje to hetka pętelka, gdyby nie widok zgiętej wpół Anny, gdy podtrzymywana przez pielęgniarkę czepia się scian w drodze na zdięcie szwów. Ale czas szybko mija. Jeszcze tylko wizyta u fryzjera i stylistki, i... W studiu telewizyjnym odswiętna atmosfera: rozmowy z rodziną, przyjaciółmi. "Czego się spodziewacie?" - Zawsze była ładna, więc teraz to dopiero... - mówi mąż. Kurtyna w górę! Brawa, pisk i płacz. Płaczą wszyscy: dzieci, bo matki nie poznały, rodzice: "Ale, zrobilismy piękne dziecko!" i nawet mąż, jak sobie pomysli, jak mu było ciężko samemu z dziećmi przez te szesć tygodni. Czy Jego Anna zrobi karierę w supermarkiecie, raczej się nie dowiemy.

Ale o karierze może marzyć zwyciężczyni amerykańskiej wersji show "Łabędziem być" (TV4), jesli wygra walkę z osiemnastoma rywalkami o tytułowego ŁABęDZIA (chyba: ŁABęDZICę, ale nie czepiajmy się). Historia się powtarza: dziewczyny wyją z bólu, zwężają, skracają i odchudzają wszystko co się da...................
Aleksandra Szarłat
PREMIERY, nr. 7

To jest tylko połowa bardzo ciekawego i zabawnego artykółu, zapraszam do zakupu "premier"