[USA] Big Brother 04

Zaczęty przez Femek, Nd, 05 Sie 2007, 21:49:58

Femek

Przed chwilą zobaczyłem pierwszy odcinek Big Brother 4 US i powiem Wam, że doznałem szoku. Do domu Wielkiego Brata wprowadziło się 8 osób, kilka godzin spędzili w salonie na rozmowach i poznawaniu siebie, kolejnie dostali zadanie, które polegało na sprawdzeniu wiedzy o domownikach. Po zadaniu uczestnicy dowiedzieli się, że do domu wprowadzi się 5 kolejnych uczestników, ale nie byle jakich. Pięciu obecnych domowników znało te 5 osoób, które mają się wprowadzic do domu BB bo te osoby były kiedys razem [ chodzi mi o związek ] oczywiscie były łzy ale na tym skończył się 1 odcinek. Zaraz włącze sobie 2 i zobaczymy co sie dzieje : )

----------------------------
Teraz do domu Wielkiego Barata wprowadzają się nowi domownicy BIG BROTHER AFRICA 2

Luxis

skąd Ty wszystko wiesz na żywo co się dzieje w poszczególnych edycjach na swiecie Femek?  :los:

Showmag

Luxis (za kazdym razem automatycznie piszę Łuki :P) - to, o co pisze Femek o BB4US to nic nowego, bo to edycja sprzed 4 lat ;) w tej chwili w Stanach emitowany jest 8 sezon, ale niestety - choć na początku byl tu podobny twist (wrogowie z przeszlosci pod jednym dachem) - to ta edycja robi się z kazdym odcinkiem coraz mniej ciekawa :(

ciriefan

Obejrzałem 4 sezon. Ogólnie mi się podobał, bo był bardzo nieprzewidywalny. Praktycznie co tydzień odpadł ktoś z innego sojuszu. Sam finał też był dla mnie zaskoczeniem (na szczęście pozytywnym), bo podejrzewałem, że wygra Allison.

Zacznę od twistu głównego czyli X Factor. Beznadziejny pomysł. Przez to Amanda i Michelle nawet nie miały szans na grę, a pozostali "byli" musieli stworzyć własny sojusz. Dziwny sposób na ubarwienie gry. A teraz uczestnicy:

Jun - od 1 dnia strasznie ją polubiłem. Nie wiem, miała po prostu coś w sobie. Sądziłem, że będzie taką crazy Amy z 3 sezonu, a tymczasem była jednak trochę bardziej nudna i zamulona. Pierwsze wrażenie jednak pozostało silne i to jej kibicowałem przez cały sezon. Strategię miała dobrą, poza radarem zdradzając i kłamiąc przeleciała do finału. Potajemne sojusze z Jee i Alison to mistrzostwo. Na dodatek nie była przy tym wszystkim suczyskiem. Kompletnie nie wiem, o co chodziło Erice w jej pytaniu, bo Jun zawsze miło się wypowiadała o ludziach w konfach. Owszem, czasem coś tam powiedziała o innych niemiłego, ale każdemu się to zdarza. W porównaniu z Ali to Jun jest aniołem.

Alison - WTF co to było w ogóle. Irytowała mnie od 1 odcinka. W ogóle sam jej głos - jakbym miał go słuchać 82 dni 24 godziny na dobę, to bym sobie strzelił kulkę w łeb. Już jej reakcja nadmierna na pojawienie się Justin'a i ta cała histeria były żałosne. Ona to jest takie fałszywe suczysko. Niby kocha chłopaka i powtarza to na każdym kroku, a przelizała każdego w domu. Płacz i rozpacz przy eliminacjach a 2 minuty później skakanie z radości. W obecności innych słodka do porzygu, a potem obrzydliwie ich obgadywała. I tu nie chodzi o rozmowy z innymi, bo to można by podpiąć pod strategię, ale o jej konfy. I jeszcze to, jak załatwiła Nathan'a po tym jak użył na niej veto. Paskudna osoba. Współczuję temu jej chłopakowi. Strategicznie przyznaję, była naprawdę świetna. Ale w życiu bym nie zagłosował na tego typu osobę. Zero szacunku.

Ogólnie podsumowując finalistki: Alison ograła innych rozumem, ale przede wszystkim "dupą", a Jun tylko rozumem 

Robert - jego z kolei najmniej lubiłem z wszystkich facetów. Jego gra była strasznie naiwna. Zajechał dalej na szczęściu i plecach innych i jeszcze o mało nie wygrał. Jego historia mnie nie poruszyła totalnie, ale głupi Amerykanie polecą na słodkie łzy samotnego ojca.

Erika - w moim odczuciu najlepsza zawodniczka tego sezonu. Jej strategia "słuchania" bardzo mi się podobała. Do tego sympatyczna babka. Na koniec zabrakło jej szczęścia i była zbyt dużym zagrożeniem.

Jee - na początku go nie mogłem strawić. Jak można zcastować kogoś tak nudnego? Jego wypowiedzi były straszne do przełknięcia. Jak już się przyzwyczaiłem do jego sposobu mówienia, to go nawet polubiłem. Graczem był bardzo dobrym. Sądzę, że w finale by wygrał z każdym.

Jack - bardzo go lubiłem. Rozumiał tą grę i grał dobrze, jednak w przeciwieństwie do Eriki jego gra była jakoś bardziej widoczna i to był jego błąd.

Justin - lubiłem go. Gdyby Alison nie okazała się sprytniejsza, to sądzę, że zaszedłby o wiele dalej. A tak to niestety ale trochę się ośmieszył tym, że się nabrał na jej sztuczki.

Nathan - lubiłem go jako osobę, ale to, jak Alison nim manipulowała, było żałosne. Kolejny ośmieszony przez nią facet. Piesek śliniący się na jej widok i tyle.

Dana - strasznie ją lubiłem z charakteru. Bardzo ciekawa postać. Podobało mi się, że broniła swojego zdania i chciała być ze sobą szczera. Niestety to uczyniło z niej słabego gracza i dlatego odpadła.

David - nie znosiłem go. Gry chyba nie miał żadnej. Zapamiętam go tylko z idiotycznych żartów i tego, że przeleciał Amandę.

Michelle - typowa głupia blondynka, ale strasznie ją lubiłem. Taka naiwna i głupiutka, ale przy tym taka słodziutka. Jej odejście i jej mina wtedy były naprawdę hearbreaking.

Amanda - zero gry. Nie zrobiła nic poza przespaniem się z Davidem i nawet tego pod grę nie da się podłączyć.

Scott - w ogóle o nim zapomniałem. Zwariował i został usunięty z domu. Tyle.